Nasze szczęście zależy od nas samych.
Arystoteles
Czasem
wydaje się, że wszystko sprzysięgło się przeciw nam, że nieubłagany splot
okoliczności ciągnie nas konsekwentnie na dno i pozostaje tylko rozpaczać. Prawie
każdy dorosły człowiek doświadczył kiedyś totalnej bezsilności i braku chęci do
działania.
Moim
ulubionym antidotum na życiowe kataklizmy jest opowiastka o ośle, który wpadł
do wyschniętej studni. Jego właściciel, niechętny do ratowania zwierzęcia,
zdecydował że najlepiej będzie, jak zasypie studnię razem z osłem. Zwołani do
pomocy ludzie zaczęli więc łopatami wrzucać na dno studni śmieci wymieszane z
ziemią. Przerażone zwierzę podjęło jednak walkę. Za każdym razem, kiedy
zawartość łopaty lądowała na jego karku, osioł strząsał z siebie śmieci i
wspinał się po nich o krok ku górze. W ten sposób stopniowo zbliżał się do
upragnionej wolności, a kiedy już ją odzyskał, szczęśliwy pobiegł skubać zieloną
trawkę.
Wniosek wyraźny
i krzepiący - każdy z naszych problemów może być kolejnym stopniem do osiągnięcia
metaforycznej wolności, czyli do zbudowania szczęśliwego życia. A ono na nas
czeka, choć jeszcze nie zdajemy sobie z
tego sprawy.
Ale jest i drugie
dno opowiastki. Bardziej dociekliwe osoby zwróciły pewnie uwagę na to, że osioł
strząsał z siebie śmieci za każdym razem, kiedy te na niego spadały. Nie czekał
aż przywali go duży ciężar.
Dowiadujemy
się więc, że każdą kolejną porcją problemów warto się zająć natychmiast, na
bieżąco, dopóki jeszcze się da, bo tylko wtedy możemy skutecznie i w miarę szybko
wydostać się ze swojej studni.
Chyba wszyscy doświadczamy czasem zwlekania, czy
jak kto woli prokrastynacji. Niemiłe obowiązki odkładamy niemal od urodzenia
– sprzątanie zabawek, porządki w pokoju, naukę, pracę i przeróżne zadania. W
efekcie małe problemy niepostrzeżenie urastają do rangi kataklizmów, a duże stają
się niemożliwe do pokonania.
O działaniu,
jako skutku gotowości wewnętrznej pisałam w poprzednim poście, ale w niektórych
sytuacjach aktywność potrzebna jest natychmiast, gotowość musi więc być i pojawia się, jak na zawołanie. Jakimś dziwnym trafem udaje się ją z
siebie wykrzesać. Wszyscy mamy cudownie zaprogramowany mózg, który w sytuacjach ekstremalnych potrafi szybko podejmować
najlepsze dla nas decyzje. Ważne, żeby je dostrzec i działać, bo tylko wtedy
mamy szansę „kręcić się w gdzieś pobliżu sukcesu”(jak mawia Woody Allen), tylko
wtedy możemy zainicjować zmianę, która poprowadzi nas we właściwym kierunku -
nawet jeśli jeszcze nie wiemy, jaki to ma być kierunek.
Jeżeli nie wiesz, co zrobić – zrób cokolwiek, tylko nie stój w miejscu! Często stosuję tę zasadę i często okazuje się, że nawet najgłupsze działanie prowadzi do korzystnej zmiany perspektywy. Polecam! Warto spróbować, zwłaszcza gdy jest tak źle, że gorzej już być nie może, bo przecież wtedy najmniej ryzykujemy.
Czas i tak mija, tego co się wydarzyło nie da się cofnąć, ale da się mieć wpływ na to, co się jeszcze wydarzy, da się z pasją i zaangażowaniem przeżywać to, co przynosi nam życie, da się wybierać kierunek swojej podróży.
I może to jest właśnie szczęście...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz