środa, 6 marca 2013

Szczęscie zależy od nas samych.



Nasze szczęście zależy od nas samych.

Arystoteles


          Czasem wydaje się, że wszystko sprzysięgło się przeciw nam, że nieubłagany splot okoliczności ciągnie nas konsekwentnie na dno i pozostaje tylko rozpaczać. Prawie każdy dorosły człowiek doświadczył kiedyś totalnej bezsilności i braku chęci do działania.


Moim ulubionym antidotum na życiowe kataklizmy jest opowiastka o ośle, który wpadł do wyschniętej studni. Jego właściciel, niechętny do ratowania zwierzęcia, zdecydował że najlepiej będzie, jak zasypie studnię razem z osłem. Zwołani do pomocy ludzie zaczęli więc łopatami wrzucać na dno studni śmieci wymieszane z ziemią. Przerażone zwierzę podjęło jednak walkę. Za każdym razem, kiedy zawartość łopaty lądowała na jego karku, osioł strząsał z siebie śmieci i wspinał się po nich o krok ku górze. W ten sposób stopniowo zbliżał się do upragnionej wolności, a kiedy już ją odzyskał, szczęśliwy pobiegł skubać zieloną trawkę.

Wniosek wyraźny i krzepiący - każdy z naszych problemów może być kolejnym stopniem do osiągnięcia metaforycznej wolności, czyli do zbudowania szczęśliwego życia. A ono na nas czeka, choć  jeszcze nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Ale jest i drugie dno opowiastki. Bardziej dociekliwe osoby zwróciły pewnie uwagę na to, że osioł strząsał z siebie śmieci za każdym razem, kiedy te na niego spadały. Nie czekał aż przywali go duży ciężar.

Dowiadujemy się więc, że każdą kolejną porcją problemów warto się zająć natychmiast, na bieżąco, dopóki jeszcze się da, bo tylko wtedy możemy skutecznie i w miarę szybko wydostać się ze swojej studni. 

Chyba wszyscy doświadczamy czasem zwlekania, czy jak kto woli prokrastynacji. Niemiłe obowiązki odkładamy niemal od urodzenia – sprzątanie zabawek, porządki w pokoju, naukę, pracę i przeróżne zadania. W efekcie małe problemy niepostrzeżenie urastają do rangi kataklizmów, a duże stają się niemożliwe do pokonania.

O działaniu, jako skutku gotowości wewnętrznej pisałam w poprzednim poście, ale w niektórych sytuacjach aktywność potrzebna jest natychmiast, gotowość musi więc być  i pojawia się, jak na zawołanie. Jakimś dziwnym trafem udaje się ją z siebie wykrzesać. Wszyscy mamy cudownie zaprogramowany mózg, który w sytuacjach ekstremalnych potrafi szybko podejmować najlepsze dla nas decyzje. Ważne, żeby je dostrzec i działać, bo tylko wtedy mamy szansę „kręcić się w gdzieś pobliżu sukcesu”(jak mawia Woody Allen), tylko wtedy możemy zainicjować zmianę, która poprowadzi nas we właściwym kierunku - nawet jeśli jeszcze nie wiemy, jaki to ma być kierunek.
 
Jeżeli nie wiesz, co zrobić – zrób cokolwiek, tylko nie stój w miejscu! Często stosuję tę zasadę i często okazuje się, że nawet najgłupsze działanie prowadzi do korzystnej zmiany perspektywy. Polecam! Warto spróbować, zwłaszcza gdy jest tak źle, że gorzej już być nie może, bo przecież wtedy najmniej ryzykujemy. 
Czas i tak mija, tego co się wydarzyło nie da się cofnąć, ale da się mieć wpływ na to, co się jeszcze wydarzy, da się z pasją i zaangażowaniem przeżywać to, co przynosi nam życie, da się wybierać kierunek swojej podróży. 

I może to jest właśnie szczęście...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz