niedziela, 28 września 2014

Droga do mistrzostwa.




„…mistrz nie jest kimś, kto czegoś uczy;
mistrz to ktoś, kto zachęca ucznia do dołożenia wszelkich starań, aby odkrył to, o czym już wie.”
Paulo Coelho


Dziś o doskonałości, o dążeniu człowieka, żeby jeszcze lepiej, jeszcze bardziej, jeszcze więcej... I o mistrzostwie. Bo prawie wszyscy mamy potrzebę rozwoju, spełnienia, uznania. I chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zwykle żyjemy znacznie poniżej swoich możliwości, że moglibyśmy wykorzystywać własny potencjał o wiele efektywniej i osiągać dużo dużo więcej.

 Więc nawet jeśli nie wpadamy w pułapkę perfekcjonizmu, który w linii prostej wywodzi się przecież z obniżonego poczucia własnej wartości, to i tak czasem parzymy na swoje dokonania krytycznie, porównując się do autorytetów. Bo przecież mistrz, to mistrz. Gdzie mnie do niego!

A jeśli już zdarzy nam się być w pobliżu mistrza, albo pracować z nim, to zwykle nie Tylko go podglądamy, ale i z nabożeństwem poddajemy się jego sugestiom. I często razem z naszym podziwem oddajemy mistrzowi odpowiedzialność za własne osiągnięcia ew. porażki, modelując siebie na wzór i podobieństwo ideału. I choć wiemy, że nie zawsze, nie wszędzie i nie dla każdego ten sam sposób postępowania jest skuteczny, to cicho liczymy że odkryjemy jednak uniwersalną receptę na sukces.
Bo przecież chcielibyśmy, żeby nam wreszcie ktoś powiedział/pokazał jak pracować lepiej, jak przewodzić swojemu zespołowi, jak dać sobie radę z krnąbrnym pracownikiem, dzieckiem, jak osiągnąć sukces w budowaniu własnego wizerunku, czy w innej interesującej nas dziedzinie.
A na przeróżnych szkoleniach, kursach tego uczą!... Uczą, tyle że z różnym skutkiem;)
Oczywiście zdarza się, że ekspert przychodzi do firmy czy do domu i w efekcie jego pracy następuje znaczna pozytywna zmiana. Tyle, że zwykle jest to zmiana wypracowana w konkretnych warunkach, z konkretnymi osobami, na skutek konsultacji, obserwacji i w dość długim wymagającym procesie.  I jest to zmiana najlepsza na ten właśnie konkretny moment i czas, a nie na wieczność.

Nie twierdzę, że nie ma pewnych uniwersalnych wzorców, chcę tylko bardzo mocno podkreślić, że pomimo sprawdzalności pewnych metod, dwie osoby postępujące w ten sam sposób na pewno nie osiągną identycznych rezultatów. Zaryzykuję nawet tezę, że czasem bezmyślne odwzorowywanie największych nawet autorytetów może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Nie wierzę też w nagły i niespodziewany postęp człowieka czy organizacji, w metamorfozę z dnia na dzień. Moim zdaniem - jeśli nawet uzyskuje się czasem  takie wrażenie - jest to skutek wydobycia zbieranego latami doświadczenia i kapitału.

Naukowcy twierdzą, że potrzeba 10. lat wytrwałych wysiłków  w konkretnym obszarze specjalizacji, aby stać się mistrzem na skalę międzynarodową. Trzeba posiadać też cechy, które predysponują do bycia mistrzem, takie jak:  duża niezależność, prawdziwa pasja, wiele interakcji z autorytetami w branży, a także kwestionowanie utartych reguł, podejmowanie najtrudniejszych wyzwań i dociekanie istoty najbardziej złożonych problemów.

Tym bardziej sensowna wydaje się teza, że do poziomu eksperckiego w jakiejkolwiek dziedzinie dochodzi się stopniowo i latami, a najtrwalsze efekty uzyskujemy cierpliwe rozwijając własny  potencjał poprzez  systematyczne postępy doprawione szczyptą optymizmu. Wiem, że w świecie, gdzie wszystko chcielibyśmy mieć już (jeśli nie wczoraj) to bardzo mało popularna zasada, ale przecież to, co popularne prowadzi do przeciętnych efektów, a piszę o osiąganiu rezultatów znacznie tą przeciętność przewyższających.
Może warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt mistrzostwa - wszyscy znani mi ludzie sukcesu wierzą w siebie.
Drogę do osiągnięć w jakiejkolwiek dziedzinie zaczęłabym więc od budowania poczucia własnej wartości, a jako antidotum na niepotrzebne stresy przydałby się zdrowy realny ogląd sytuacji.

Żeby wyjaśnić, co to jest realny ogląd sytuacji, zadam kilka pytań:
- Jak często myślisz, że jesteś super, albo do niczego?
- Jak często zaczynasz zdanie od „nigdy” albo „zawsze”?
-  Jak często porównujesz się z innymi lub domyślasz się, co inni mają do powiedzenia na Twój temat?
- Jak często oskarżasz siebie i zakładasz, że wszystkiemu wokół jesteś winien (winna)?

Sposób postępowania, który obrazują pytania oczywiście nie przynosi nic dobrego - powoduje spadek motywacji  i na pewno nie pomaga w realizacji żadnego celu.

Zamiast tego, może lepiej  działać nieco inaczej. Gdy pojawią się negatywne myśli, pytać:
- Czy to naprawdę fakt, czy tylko moja interpretacja?
- Jaką naukę wyciągnę z porażki?
- Ile rzeczy ostatnio mi się udało?
-  Co już osiągnąłem/łam?
- Co potrafię, a czego mogę się nauczyć?

I pamiętać, że nawet mistrzowie się mylą, bo nawet oni nie są doskonali.

I dać sobie czas, bo budowla, która powstaje powoli i etapami jest zwykle trwała, a to co budowane w pośpiechu wali się szybko.

A na koniec zaproponowałabym jeszcze -  pozwólmy naszym mistrzom na niedociągnięcia, błędy, a nawet totalne katastrofy,  pamiętajmy, że oni też są ludźmi i mają prawo być niedoskonali. Bo gdy stawiamy sobie i innym nierealne wymagania, to jedynym co da się osiągnąć jest porażka .