środa, 26 lutego 2014

Lekka korekta kursu.




„Samozadowolenie jest świadomie podejmowaną decyzją aby nie działać.”

Tony Buzan


Motto na dziś przypomina mi parę przypadków z mojego życia, ale i z relacji innych znanych mi osób, kilka sytuacji, w których pewne decyzje zostały odłożone na później, to znaczy na nigdy.

I powracają pytania, które stawiają mi często klienci: Jak się zmotywować do działania? Jak systematycznie realizować własne cele? Jak wstawać codziennie rano z energią i co robić, żeby mi się chciało? Jak ruszyć z miejsca? Jak zacząć działać, gdy nic nas bezwzględnie nie zmusza, gdy jakoś żyjemy i najgorzej nie jest? 
Odpowiedź, którą mogę dać jest tylko jedna – naprawdę chcieć coś zmienić.

Jeśli zadowalamy się tym, co dostajemy od świata (nawiasem mówiąc to też strategia na życie i niektórzy skutecznie się nią posługują latami), jeśli modlimy się w duchu, żeby tylko nie było gorzej, jeśli odraczamy wciąż decyzję o zmianie, mówiąc „już od jutra zaczynam się odchudzać”, to prawdopodobnie to jutro nie nadejdzie. 
Za ciągłym mówieniem o potrzebie zmian, za opowieściami, czego to nie zrobimy, za bogatymi planami, kryje się często potrzeba odłożenia działania, usprawiedliwienia się przed sobą, poużalania się, że tak bardzo chcę, tylko… A przecież taki/taka jestem wyjątkowy /wyjątkowa, tyle potrafię, tyle mogę. I… nic z tego.

Powodów odwlekania może być bardzo wiele, ja dziś omówię jeden. Jeżeli podstawą motywacji człowieka jest założenie, że to czy inne działanie ma sens, to pozostaje zadać sobie pytanie, jak zobaczyć ten sens? A może lepiej zastanowić się, co nas od poczucia sensu oddala? Dość często (choć oczywiście nie zawsze), jest to perfekcjonizm. Zwykle zakładamy, że jeśli nie osiągniemy dokładnie tego, co sobie wymarzyliśmy, to nie odniesiemy sukcesu, to jesteśmy do niczego, to nie ma sensu zabierać się za cokolwiek.


Mój najmłodszy syn, zapytany przeze mnie ostatnio, co zrobi, jeśli nie uda mu się osiągnąć zamierzeń, odpowiedział: „Trzeba będzie przyjrzeć się sytuacji, wyciągnąć wnioski i skorygować cel”.

I w zasadzie mogłabym już nic więcej nie pisać, bo to wystarczy – najprostsze rozwiązania są najmądrzejsze, a zdrowy rozsądek bywa produktem deficytowym. Często błądząc gdzieś po bezdrożach własnych planów zapominamy, że w ogóle posiadamy coś takiego, jak zdrowy rozsądek, zapominamy, że możemy przeanalizować własne działania i wyciągnąć konstruktywne wnioski. Nie chcemy pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ i że jesteśmy tylko ludźmi.

Lekka korekta kursu zdarza się najwytrawniejszym żeglarzom, mało tego, jest cenną umiejętnością pozwalającą wygrywać regaty. W życiu też warto mieć świadomość faktu, że nie ma rzeczy stałych i niezmiennych i że czasem trzeba się ugiąć, żeby wygrać. To podstawowa wiedza o procesie uczenia się i o dokonywaniu zmian. Jeżeli nie pozwalamy sobie na choćby niewielkie odstępstwo od tego, co założyliśmy, to z góry skazujemy się na niezadowolenie i odbieramy sobie szansę na szczęśliwe, spełnione życie. Topnieje też nasza chęć do jakiegokolwiek działania, które samo z siebie może wygenerować nieprawdopodobnie dużą ilość możliwości.

A więc może przedefiniować pojęcie sukcesu? Zgodnie z prawem precesji założyć, że sukces to czasem zaskakujący efekt uboczny podejmowania kolejnych wyzwań, to codzienne starania idące w kierunku pozytywnych zmian, to wybór optymalnej drogi do celu, a nie tylko dopadnięcie z wywieszonym językiem do mety.   
I na pewno warto pozwolić sobie być człowiekiem sukcesu od teraz, od już, obserwować jak z determinacją pokonujemy kolejne schody prowadzące w kierunku własnych marzeń, jak upadamy i podnosimy się, bo chcemy więcej, bo nie wystarcza nam bylejakość, bo zmierzamy do najpełniejszej wersji własnego człowieczeństwa.