Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poczucie własnej wartości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poczucie własnej wartości. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 stycznia 2020

(Nie)doskonałość ;)




Kolega. On po prostu rośnie. Nie z intencją walki, czy zabierania komukolwiek przestrzeni, rośnie, bo to dla niego naturalne, bo jest i ma prawo być. I nie zastanawia się czy to jego bycie jest właściwe, czy niekoniecznie. Jest wystarczająco dobry taki, jaki jest. Niektórzy powiedzą, że doskonały, inni, że nie. Nie ma znaczenia. Bo on jest i opanował mistrzostwo bycia w spokoju, w poddaniu się swojej naturze,  rytmowi swojego wzrostu.





Prezentuję cykl moich postów o byciu niedoskonałą/niedoskonałym. 


Na początek wspomnienie sprzed 3. zaledwie miesięcy, kiedy to zostałam obdarowana jednym z najmilszych dla mnie komplementów, który brzmiał : "Zobaczyłam Cię i pomyślałam - fajna kobietka, taka niedoskonała". Kiedy to usłyszałam, zrobiło mi się ciepło na duszy. Pewnie, że nie jestem doskonała. Ty też nie jesteś doskonały/a i całe szczęście! Ten niedoskonały świat pełen jest niedoskonałych ludzi i na tym właśnie polega jego urok, jego niepowtarzalny klimat, stąd bierze się nasze dążenie do rozwoju. Bo jeśli jesteśmy niedoskonali, to mamy dokąd zmierzać, mamy po co wstawać z łóżka, to jest coś, co nas woła, żeby gonić przysłowiowego króliczka. I jest zabawa 🙃 

...

Więc (zdania.nie zaczyna się od "więc"😛) gdybym miała zadać niedoskonałe pytanie na dziś, to brzmiało by ono: Co byś mógł/mogła zrobić, żeby swoje cele osiągać w atmosferze fascynującej przygody, ... przygody, w której nic nie jest doskonałe, która zaprasza do tego, żeby bawić się idąc wyboistą drogą, patetycznie zwaną życiem? ... A może zadasz.pod spodem swoje niedoskonałe pytanie? ;) 

...

Nasz świat nie daje prawa błędów, każdą pomyłkę trzeba niezauważalnie skorygować - wprowadzić poprawkę w tekście, zdjęć zrobić kilkadziesiąt i wybrać najlepsze (przecież nie to, na którym widać cień fotografa). I dobrze, że standardy mamy wysokie. Szkoda tylko, że w tej fascynacji doskonałością rzadko uświadamiamy sobie liczne potknięcia "ludzi sukcesu" i w efekcie staramy się wstydliwie ukrywać własne błędy, nawet przed samym sobą. Skutek? ... Odbieramy sobie prawo do nauki i do radości, i dumy wynikającej z faktu, że potrafimy się uczyć, odbieramy też sobie prawo do świętowania sukcesów, bo przecież one się nie liczą, skoro wciąż nie jesteśmy wystarczająco doskonali.

.....

 "Nie martw się, jesteś doskonała!", "Dla mnie jesteś doskonała".... 😮
Dość często jedynym pożądanym przez ludzi stanem - warunkiem, pod jakim ewentualnie można być szczęśliwym - jest osiągnięcie doskonałej wersji siebie/dziejów. Stawiają więc życiu ciągłe wymagania, na każdym kroku udowadniając sobie i innym, że nie mogą być zadowoleni.

....

Czemu warto polubić niedoskonałość? ... Bo w ślepej pogoni za wyimaginowanym ideałem (kariery, dobrobytu, a czasem nawet człowieczeństwa) zwykle zatracamy siebie. Bo gdy wymagamy od siebie zbyt wiele, myślenie zastępuje gonitwa myśli, odpoczynek pozostaje abstrakcyjnym pojęciem, a obwinianie siebie lub innych (zależnie od przyzwyczajeń) staje się naszym nieodłącznym nawykiem. Bywa i tak, że przytłoczeni wizją doskonałości, której wciąż nie możemy dogonić, unikamy życia, jakbyśmy chcieli, żeby nasz czas szybko minął i żeby już nie trzeba było się martwić faktem niedoskonałego istnienia.

...

Dlaczego nie warto ze wszystkich sił dążyć do doskonałości? ... Bo tak naprawdę o tym, czym owa doskonałość jest, decyduje człowiek.

A jak wiadomo, ilu ludzi, tyle opinii, no i przecież za każdym razem doskonałość jawi nam się trochę inaczej - zależnie od punktu widzenia, doświadczeń, czy wymagań chwili. Dla jednych doskonała jest zaokrąglona, dla innych wychudzona sylwetka, dla jednych wyższa, dla innych niższa temperatura, dla jednych perfekcyjnie dopracowany strój, dla innych pewna doza nonszalancji, dla jednych wiecznie uśmiechnięte, dla drugich refleksyjne osoby i można by tak wymieniać bez końca. A jak do tego dodać oczekiwany stopień nasycenia pożądanej cechy, to robi się jeszcze większe zamieszanie.

Może więc, zamiast starać się dopasować do któregoś z narzuconych nam kanonów doskonałości, lepiej zastanowić się, czego tak naprawdę chcemy od życia i spokojnie zmierzać w swoim kierunku, zachowując zdroworozsądkowy dystans również wobec własnych norm.

...

Czasem tak bardzo boimy się niedoskonałości, że nie mamy odwagi realizować swoich planów. Wtedy często uciekamy od życia - czasem w marazm, czasem w nałogi, do których można zaliczyć też sport i źle rozumiany rozwój. Czemu źle rozumiany? ...Bo gdy odstawiamy życie na później, żeby w to miejsce włożyć myślenie, czytanie, warsztaty i spotkania rozwojowe, uzyskujemy efekt odwrotny do zamierzonego - spada nasza pewność siebie, maleje skuteczność, a to co najważniejsze przemyka niepostrzeżenie gdzieś obok.

To nie znaczy, że nie mamy się rozwijać, że nie mamy myśleć i czytać, to znaczy tylko tyle, że każda skrajność jest niebezpieczna, i że warto czasem się zastanowić, czy nie za bardzo na czymś się koncentrujemy, i natychmiast odcinać to, co staje się nałogiem, nawet jeśli to najbardziej pożyteczny nałóg na świecie.

...

Z czego wynika dążenie do bycia doskonałym? Jaka potrzeba się pod nim kryje? ... Brylowania w towarzystwie? Hołdów i podziwu? Udowodnienia sobie i innym własnej wartości? A.może ze wszystkich sił staramy się być doskonali, bo przez całe życie obdzierano nas z godności (to jedna z ważniejszych ludzkich potrzeb)? 
-"Inteligentny człowiek powinien mieć wiedzę, której Tobie brakuje" (No tak, Twoje testy inteligencji kłamią 😮),
-"Z kim się chcesz porównywać, nie masz stratu do ..." (Przecież nawet tabliczki z napisem START nie widziałeś 😛),
- "Wstyd się z Tobą na ulicy pokazać"(Chyba musisz zmienić stylistę 😉),
-"Jesteś zerem/tumanem" (Autor tych słów jest geniuszem).
Może warto pomyśleć, z czym łączy się presja doskonałości?
Co chcemy uzyskać w zamian? Na co zasłużyć?

....

Projekty ciągle w toku, nigdy nie dość doskonałe, żeby powiedzieć "koniec", decyzje przeciągające się w nieskończoność, ciągłe poprawianie tego, co już jest gotowe. Jak sobie poradzić z problemem? ... Można zdecydować, jaki aspekt sprawy jest kluczowy i gdzie jest granica obłędu w jego cyzelowaniu, można planować od tyłu i wtedy czas na dokończenie kolejnych etapów projektu będzie bezdyskusyjny, można robić to, co w danym momencie przychodzi niemal samo, a dopracowanie zostawić na potem. Zawsze chodzi o to, żeby poruszać się do przodu, budując poczucie własnej skuteczności, a wtedy potrzeba bycia doskonałym odsuwa się zwykle na dalszy plan.

.....

Jeśli zbyt wiele pozornie doskonałych elementów sztucznie zestawionych że sobą to kicz, to jak nazwać człowieka:
prezentującego wieczne szczęście w każdych okolicznościach, jak tego, który deklaruje nieodmienną miłość do wszystkiego i wszystkich, a jak pewnego własnej wszechwiedzy i pouczającego wszystkich wokół? ... Nie spytam o takiego, który łączy te trzy elementy, bo to byłoby zbyt przerażające.

....

Jaś i Małgosia nie byli doskonali - byli nieuważni i zgubili się w lesie, mało rozsądna Królewna Śnieżka zjadła jabłko od nieznajomej staruszki, Koziołek Matołek wciąż się gdzieś błądził, nawet Harry Potter do doskonałych nie należał. Ale lubimy ich, kibicujemy, empatyzujemy. Na swoich warsztatach z wystąpień publicznych, a jeszcze bardziej na indywidualnych konsultacjach, uczę jak odejść od pokusy zimnej doskonałości, bo ludzie nie lubią doskonałych mówców, a więc, jak chcemy zjednać publiczność, to warto pokazać, że jesteśmy ludźmi. 

...

"Patrzcie, jakie moje dziecko jest doskonałe - chwalą się rodzice - ... jak cudownie maluje/tańczy/(wstaw dowolny talent)", "Kochana córeczko, jak cudownie pozdawałaś egzaminy, mama jest z Ciebie dumna", "No po prostu pięknie, dużo lepiej niż syn sąsiadów!" .... Ludzie wiedzą już, że ciągła krytyka dziecka niszczy jego poczucie własnej wartości, więc ostatnio coraz rzadziej się dzieci krytykuje, częściej wychwala bez umiaru. Czasem zapominamy jednak, że nadmiar pochwał, wywołuje podobny efekt jak ciągła krytyka, a dodatkowo demoralizuje.

Szczególnie, jeśli latorośl wychwalana jest za wyjątkowe sukcesy. Wtedy uczy się, że jest ok, gdy spełnia niebosiężne oczekiwania rodziców.

Nic tylko pracować i pracować, często ponad siły, drżąc, że przyjdzie taki dzień, kiedy nie uda się stanąć na wysokości zadania, a to będzie skutkować odrzuceniem przez najbliższych. Nic więc dziwnego, że wchodzimy w życie z przekonaniem, że tylko doskonali jesteśmy pełnowartościowi.

...

Nadmierne dążenie do doskonałości nie służy też celom biznesowym. Chyba wszyscy znamy spiętych do granic obłędu szefów (bo rzeczywistość mija się o centymetr z założeniami), pracowników wykończonych tą paranoją i firmy, które upadły, bo ktoś zapomniał, że najbardziej pewną rzeczą w życiu i biznesie jest zmiana. Nieprzypadkowo metodologia Agile jest obecnie jednym z bardziej poszukiwanych tematów szkoleń menedżerskich.

...

Niedoskonałość to nie bylejakość. Niedoskonałość to odpuszczenie presji dopinania wszystkiego na ostatni guzik, polerowania wystawionych na pokaz części własnego ego.

Niedoskonałość to ludzkie śmiesznostki, to pewna doza niepewności, mimo rzetelnej znajomości rzeczy.

Niedoskonałość to dystans do siebie i pokora, to szacunek dla innych punktów widzenia i otwartość na ciągłą naukę.

Bądźmy niedoskonali.

poniedziałek, 25 marca 2019

Myśli

Czas pędzi nieubłaganie, ja nieco zmieniłam sposób funkcjonowania w przestrzeni wirtualnej i prawdę mówiąc celowo powoli wyciszam bloga, a tu niespodzianka!
Aż 600 wejść w miesiącu na bloga, który nie funkcjonuje już od prawie pól roku.
W związku z tym czuję się zobowiązana, żeby raz na jakiś czas dodać od siebie parę słów i dodaję.
Dziś będzie to zbiór, moich myśli i spostrzeżeń, które spisywałam na Instagramie ilustrując zdjęciami.
Chciałabym, żeby były inspiracją - do sięgania wgłąb siebie, do rozwoju, do myślenia.
Zapraszam :

💜
Często boimy się prawdy, jakby na jej dnie leżały jakieś mroczne tajemnice. Tymczasem tym, co zwykle kryje prawda, jest wieloletni proces jej wypierania i zasłaniania, wzmacniany przez innych, równie przerażonych życiem ludzi, który w efekcie doprowadził nas tu, gdzie jesteśmy. I dopiero kiedy sobie to uświadomimy, mamy szansę wytyczyć własną drogę w sensownym kierunku. 


💜
W naszym świecie, cierpiącym na chroniczną nadprodukcję wzniosłych idei, wieklich tytułów i wizji, normalność urasta do rangi wydarzenia. A więc czasem wystarczy być po prostu zwyczajnym, żeby zaliczać się do awangardy 


💜
Wierzę, że nic tak nas nie wzbogaca, jak budowanie na różnicach - umiejętność słuchania różnych opinii, przyjmowania do wiadomości różnych punktów widzenia, integracja przeciwieństw. To niełatwe, bo zwykle bronimy swojego stanowiska, jak niepodległości, doprowadzając do konfliktów w zespołach, firmach i rodzinach. 

💜
Można żyć uciekając przed życiem, podnosząc z łóżka zmęczone ciało tylko po to, żeby znów zrobić przegląd mrocznych miejsc na dnie swojego świata. 
Ale można też pokochać rysy na szkle, ptaki, które budzą nas o świcie i każdy oddech, który przynosi w prezencie prawdę, równie niedoskonałą, jak my sami. 


💜
Nie zawsze wiesz, czy droga, którą idziesz, doprowadzi Cię we właściwe miejsce, ale wiesz, czy Ci się nią dobrze idzie i czy Ci odpowiada kierunek, w którym zmierza. 


💜
Nowe idee zwykle powoli i nieśmiało przebijają się przez zamarznięte grudki starych schematów. Bardzo łatwo je zdeptać lub wyrwać z wątłymi korzonkami. Żeby przeżyły, potrzebują uważności i ciepła. I czułości, która pozwala rozwijać się roślinom i ludzkim skrzydłom.


💜
Warto czasem wejść nieco wyżej - dostrzec właściwe proporcje rzeczy, zobaczyć więcej możliwości, zaplanować drogę do celu. I utrwalić na zdjęciu moment, który już zawsze będzie tylko przeszłością. 


💜

Dopóki żyjemy, możemy codziennie uczyć się życia, codziennie dawać sobie nową szansę, codziennie budować zaufanie do siebie. - Skąd mam wiedzieć, że jak ludzie mówią o mnie dobrze, to mówią to, co naprawdę myślą? - zapytała klientka.
-A skąd będziesz wiedzieć, że jak mówią źle, to mówią to, co naprawdę myślą? 


💜

Cud, jakim jest nasze życie, trwa. Możemy go odczuć w każdym oddechu, w każdym uczuciu, w każdej zaplątanej myśli. I mamy pełne prawo do tego, żeby decydować o tym, jak chcemy je wykorzystać. Może raz na jakiś czas warto sobie o tym przypomnieć? ...


💜
Jaka przyjemna i ekscytująca jest wiara w magiczne zrządzenia losu .... Nagle spotykasz kogoś, kto wypowiada ważne dla Ciebie słowa i myślisz - "To magia, że właśnie w tym momencie, za.pomocą tego człowieka, przyszło do mnie olśnienie" ...Tymczasem te i podobne słowa pewnie słyszałeś już w życiu wiele razy. Ja też słyszałam. Tylko nie byliśmy gotowi, żeby je usłyszeć. To trochę tak, jak z wielokrotnym czytaniem dobrej książki, w której wciąż odkrywamy inne ważne treści, bo za każdym razem filtrujemy jej treść przez swoje aktualne potrzeby.


💜
Internet pęka w szwach od haseł motywujących do działania, więc często zapominamy o tym, że czasem rozsądnie jest dać na luz i przeczekać trudne chwile. Odpowiednio dawkowane "nicnierobienie" może przecież uratować nas przed podjęciem błędnej decyzji, może dać przestrzeń do złapania dystansu, do wyjaśnienia sytuacji i do odpoczynku ... .


💜
Żyjąc dla realizacji konkretnych celów i zadań, i żyjąc dla przyjemności życia można robić dokładnie to samo.
Ale to nie jest to samo


💜
Ludzie często zastanawiają się, jakie mają kompetencje, co potrafią, czego jeszcze mogą się nauczyć, co wykorzystać, żeby odnieść sukces? Rzadziej myślą o tym, jak to robić - z jaką energią, z jaką intencją? ... A może właśnie to odróżnia perfekcję od mistrzostwa? ...


💜
Zanim zaczniesz wprowadzać w życie cudowne rady oświeconych i wszystkowiedzących ... pomyśl.


💜
Niezależnie od tego, co przeżywasz, jakie myśli po drodze uruchamiasz, Twoje życie zmierza w określonym kierunku. ... Może jeszcze nie umiesz go określić? ... Może tylko intuicyjnie czujesz, czy to właściwy kierunek? ... Zatrzymaj się. Zastanów przez chwilę...




środa, 4 kwietnia 2018

Zatańcz z życiem!


„Z punktu widzenia aerodynamiki trzmiele nie maja prawa latać,
tyle że trzmiele o tym nie wiedza, wiec latają sobie dalej”.
MARY KAY ASH

 „Nie możesz się porównywać z… „, „Nie masz przecież szans na...”,” Nie możesz jak oni, bo …” Znacie? Karmi lub karmiło Was takimi tekstami życzliwe otoczenie – nauczyciele, rodzeństwo, rodzice?
Trudno stwierdzić, jakie mechanizmy każą wyznaczać dziecku graniczną linię, poza którą nie ma prawa/szans wyskoczyć. Być może motywem jest chęć uchronienia młodego człowieka przed trudem
i niepowodzeniami, może obawa przed rozczarowaniem i koniecznością dźwigania ciężaru potknięć dziecka, a może wewnętrzny świat osoby stawiającej ograniczenia, w którym nie mieści się obfitość możliwości? ...

 Tak czy tak, przekonanie, że inni są lepsi, mądrzejsi, bardziej zasobni, mają większy kapitał wyjściowy, a więc nie możemy się z nimi porównywać, to jedna z najbardziej krzywdzących bzdur, jakie można wtłoczyć człowiekowi na starcie w dorosłe życie.
Absurd takiego myślenia obnażają biografie wielu sławnych ludzi. Można by tu wymienić  chociażby Steave’a Jobsa (niechciane dziecko, wychowane przez rodziców adopcyjnych, którzy nie mogli zapewnić mu wyższego wykształcenia) , Nicka Vujcica  („Bez rąk, bez nóg bez ograniczeń”) , Sylwestra Stalone (urodzonego ze sparaliżowanym policzkiem, wadą wymowy, wydalanego z 20 szkół, zdiagnozowanego jako materiał na przestępcę,  przymierającego głodem w drodze do spełnienia marzeń o aktorstwie), czy Coco Chanel (pozbawioną gruntowanego wykształcenia, po śmierci matki wychowywaną w sierocińcu).
Pamiętasz anegdotę o młodym słoniu, który przywiązywany sznurkiem do wbitego w ziemię kołka, tak się przyzwyczaił, że nawet wtedy, gdy urósł, dalej pokornie dreptał w wyznaczonym miejscu?
A przecież mógł jednym ruchem zerwać ograniczenia!
Podobnie człowiek - wychowywany w przekonaniu, że może funkcjonować w pewnych ramach, w końcu w to uwierzy i będzie sam sobie 
stawiał granice. A potem urządzi się w świecie, który jest zaledwie znośny, ciesząc się, że dane jest mu jako tako egzystować. 

Zjawisko obserwuję u wielu ludzi. Najbardziej boli gdy dotyczy studentów, którzy wychodząc z rodzinnych domów wiedzą, że nie mają prawa do marzeń, a potem, przy pierwszym niepowodzeniach na uczelni słyszą, że nie są dość dobrzy, więc minimalizują swoje wymagania i inicjatywę już na starcie, koncentrując się na tym, czego nie mogą osiągnąć. Poczucie własnej wartości, które legło w gruzach, uzupełnia lęk przed przyszłością. Zajęcia ze studentami prowadzę  już szósty rok i przez ten czas nie miałam grupy, która nie prosiłaby mnie (wszystkie grupy pytam w czym mogłabym im pomóc) o wzmocnienie poczucia własnej wartości. Myślę, że fakt nie wymaga komentarza.
Ale problem dotyczy też osób starszych. Czasem obserwuję, jak z życia w dawno wyznaczonych ramach wyrywa ich jakieś pytanie zadane na szkoleniu, jakieś ćwiczenie i wtedy zaczynają się zastanawiać, czy jeszcze mogą cokolwiek zmienić? A potem, jak zmienić sytuację, która niekoniecznie im odpowiada?
  
Nie jestem zwolenniczką rzucania wszystkiego w jednej chwili i mam świadomość ograniczeń, które stawia nam życie. Wiem, że do sukcesu dochodzi się pracą i wytrwałością, i każdy powinien zdecydować, czy jego cel wart jest takiego nakładu sił, jakiego wymaga.  
Ale wiem też, że klucze otwierające bramę do przyszłych osiągnięć to konkretne wymagania, które mamy odwagę postawić życiu i wiara w swoje możliwości.
I wiem, że lekcje, które daje nam życie, są jak lekcje tańca na zatłoczonym parkiecie, gdzie liczy się umiejętność dostosowania kroku i tempa do zaistniałej sytuacji, a w razie upadku podniesienie się z gracją, po to, żeby za moment wyjść na środek i zaprezentować mistrzostwo w swojej specjalizacji.

.
.

Zapisy na coaching - 605 687 666
http://dorotanawrotkach.blogspot.com/p/blog-page.html 
Zapraszam! :)

sobota, 28 października 2017

Dostosuj prędkość!


"Ludzie mają w zwyczaju z całego serca wierzyć w fikcję,
żeby móc ignorować prawdę,
 której nie potrafią zaakceptować".
Libba Bray – Studnia wieczności

Dziś zacznę od poczucia własnej wartości, a w zasadzie od jego braku, na który wiele osób narzeka, wyjaśniając dlaczego nie wykorzystuje swoich możliwości. Zaburzone poczucie własnej wartości bywa faktycznie dużym problemem, problemem który jest bolesny, bo utrudnia osiąganie sukcesów, i/albo sabotuje osiągnięty cel, generując myśli: "nie masz prawa", "nie dorastasz", "to nie Twoje miejsce", "jesteś tu tylko przez przypadek". 

Za to ludzi, którzy mają stabilne poczucie własnej wartości łatwo odróżnimy od reszty, bo oni pozwalają sobie na to, żeby być sobą. Są życzliwi dla świata, nie potrzebują umniejszać rangi innych, ani dodawać zasług sobie, nie obstawiają się tytułami, nie przesadzają z ubiorem. Oczywiście widzą swoje niedoskonałości i pracują nad sobą, ale oddychają pełną piersią i żyją naprawdę.

Skąd więc różnice? ... Problem podobno zaczyna się w dzieciństwie… Czasami mam wrażenie, że niezależnie od tego, co robi dziecko, to albo jest ono nie dość dobrym dzieckiem swoich rodziców, albo jest cudownym dzieckiem swoich rodziców. Wszystko zależy od tego, którą opcję rodzice mają wdrukowaną i jak sami radzą sobie z rzeczywistością. Warto mieć tego świadomość, żeby w razie potrzeby zmienić swoje podejście do dzieci, bo przecież schemat często wędruje przez pokolenia.
Ale ponieważ ten temat był i jest wciąż poruszany przez różnych specjalistów do człowieka, to nie chcę go eksplorować. 


Proponuję podejść do zagadnienia nieco inaczej i na początek uświadomić sobie, że  nie  wszystkim naszym drżeniom i obawom są winni rodzice, że rodzicom tak naprawdę bardzo wiele zawdzięczamy.
Z rodziny (w skrajnych przypadkach z warunków w jakich nam przyszło żyć w dzieciństwie) wynosimy przecież wartości, nawyki i kompetencje, które powodują, że jednak odnosimy konkretne sukcesy, że jesteśmy tym, kim jesteśmy.
A więc zostawmy rodziców w spokoju, podziękujmy im i idźmy dalej.


Zastanówmy się raczej, kiedy zaburzone poczucie własnej wartości jest rzeczywistym  powodem naszych niepowodzeń, a kiedy przykrywamy nim inne problemy – jak chociażby zwykłe lenistwo, czy źle wytyczoną drogę życia?
A może narzekając na brak poczucia własnej wartości, nie chcemy zobaczyć tego, że oszukujemy sami siebie - że zamiast systematycznie zdobywać wiedzę i doświadczenie, w szaleńczym tempie budujemy wizerunek, do którego nie dorastamy?
Bo wszystko chcemy za szybko, za dużo, za bardzo - za szybki awans, zawrotne tempo, wymagania na wyrost.
Bo tego wymaga świat oparty na zmianie i szaleństwie, które nazywane jest mylnie rozwojem – „możesz więcej”, „możesz lepiej”, „możesz szybciej”, „jesteś zwycięzcą”. A jak nie możesz? ... to idź na coaching lub do trenera mentalnego (oczywiście nie neguję tu sensu prawdziwego coachingu). I nagle rozwój staje się antyrozwojem – zmuszaniem się do niemożliwego, co powoduje stres, wahania nastrojów, nieprzespane noce i wiele problemów zdrowotnych.

Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy systematycznie i wytrwale dochodzili do sukcesu, zwykle nie zastanawiają się nad swoim poczuciem własnej wartości. Są silni i spokojni. Pracują w swoim miejscu, w swoim czasie i w swoim tempie. Bo ich awans trwał wystarczająco długo, co dało im szanse na dorośnięcie do zajmowanej pozycji.


Proponuję więc spojrzeć na problem symptomów braku poczucia własnej wartości nieco inaczej niż zwykle - zatrzymać się i zastanowić, z czego wynikają nasze wstrzymujące myśli, a potem zacząć budować siebie - konsekwentnie, po kolei, spokojnie. Dać sobie czas i prawo do dojrzewania i rozkwitania, bo nie jesteśmy bojlerami hodowanymi na mięso, jesteśmy ludźmi, których wartość wzrasta powoli i zwykle jest wprost proporcjonalna do wysiłku, jaki włożymy w swój rozwój.

Więc jeśli zdarza Ci się narzekać brak poczucia własnej wartości, to zastanów co się kryje za twoimi odczuciami? 
Na ile to, jak żyjesz, służy Ci
Czy jeszcze w ogóle czujesz radość z życia? ... I jak często?
Czy swoje tempo życia poleciłbyś swojemu najlepszemu przyjacielowi?

Bo być może myśli „nie zasługuję”, „nie jestem wystarczająco dobry”, to nie wina Twoich rodziców, tylko samoobrona Twojego i tak już bardzo przeciążonego organizmu? …
Może to paniczny krzyk Twojego ego, które już więcej nie zniesie? …


A więc zatrzymaj się, wrzuć na luz, idź na spacer, a potem dostosuj prędkość. 

środa, 19 kwietnia 2017

Mimo wszystko uwierz w siebie :)




-  Co u Ciebie? – pytam koleżankę z dzieciństwa, składając jej życzenia świąteczne.
- Jak zwykle, stara bieda. Nic specjalnego  - mówi z właściwym sobie cierpiętnictwem w głosie.
Od dziecka na wszystko narzekała i dalej narzeka.
- A jak u Ciebie? – pyta, kończąc swoją opowieść, że w pracy fatalnie, "właściwie już się nie da pracować", a w domu też  bez szału.
- Biorę się za siebie. Coś ostatnio niespecjalnie się czuję - mówię, będąc zobowiązana do podtrzymania tonu rozmowy (też mnie podkusiło!).
- Przyzwyczaj się, będzie coraz gorzej. W naszym wieku ….
- Mam inne wzorce, patrzę na moich rodziców i wiem, że można długo i całkiem dobrze żyć – bronię się.
- Nie licz na to, nasi rodzice to inne pokolenie, a my zatruci chemią, smogiem zwykłym i magnetycznym… nic nas dobrego nie czeka…. Będzie coraz gorzej.
…………………….
„Za 10 lat czeka panią rak trzustki, albo cukrzyca, z tego się tak łatwo nie wychodzi” – usłyszałam wiele lat temu, przy wypisie ze szpitala, a na dnie komunikatu była niewyartykułowana wątpliwość, czy w ogóle przeżyję te 10 lat. Rokowania były niepomyślne, ale ja nie brałam pod uwagę katastroficznych scenariuszy - znałam już wtedy zasady pracy z umysłem i je wykorzystywałam. Oczywiście wykorzystywałam też wszystkie inne znane metody i działałam, bo samo myślenie w życiu nie wystarcza.
I minęło 30 lat...
………………………………….
„Nikt oprócz Pani nie wierzył, że te studia ruszą” – powiedziano mi na uczelni. Czułam, że nie ma entuzjazmu, ale napisałam program, zebrałam wykładowców, nauczyłam się współpracować z państwową uczelnią. Nie słuchając niedowiarków, robiłam swoje. Widziałam oczami duszy, wspaniałych zaangażowanych studentów. I są.
……………………………………
Może też znasz takie sytuacje? A może odczuwasz czasem energię otoczenia, które, jeśli tylko się dowie, że zamierzasz osiągnąć więcej, niż dotychczas, pozwala sobie na kpiny lub ironię? Może rozrywką Twoich znajomych jest ciągłe weryfikowanie Twoich, jeszcze nie dość satysfakcjonujących, wyników? Pewnie znasz też inny scenariusz - „dobre” chęci otoczenia, które  ubolewa nad Tobą i generuje  katastroficzne wizje, bo chce Cię ochronić przed rozczarowaniem.
A może, jak tylko zaczynasz snuć marzenia, ludzie utrzymują dystans, zbywają twoje plany milczeniem i tylko patrzą, co się wydarzy?  To chyba najłagodniejsza forma dywersji Twojego sukcesu. Odczuwasz to jednak mocno i momentami chcesz  im wszystkim wykrzyczeć, że się mylą, że dasz radę.
Nie warto. Odpuść. Uśmiechnij się. Odetchnij. Pozwól im mówić, ale nie pozwalaj manipulować własnymi emocjami. Przyjmij do wiadomości fakt, że ludzie są ludźmi, a za ich reakcjami kryją się ich problemy - asekuranctwo, niezrealizowane marzenia, ryzyko zachwiania status quo, które mówi: „jesteś ok, jaki jesteś”, „wypada zarabiać tylko tyle”, „trzeba robić to, co inni i trzymać się zdroworozsądkowych zasad, bo wiadomo, co jest możliwe, a co nie jest”.  Albo inna wersja: „Po co się wyrywać przed tłum? … Po co się męczyć? … I tak wszyscy zmierzamy w jednym kierunku”.
Często ludzie nie mają odwagi, albo ochoty, żeby robić więcej, a więc wolą postrzegać tych, którzy realizują własne cele, jako nieszkodliwych, albo szkodliwych, idiotów. Szkodliwych, bo ten kto się wymyka z ich standardów, chwieje ich samooceną i zaburza pozorny ład.

Wiesz pewnie, że mądrzy biznesmeni nie opowiadają wszem i wobec o swoich planach, zanim ich nie  zrealizują. Przede wszystkim chodzi o to, żeby wyprzedzić konkurencję. Ale z trzymania swoich planów w tajemnicy jest jeszcze jedna korzyść – jeśli robimy coś, nie tworząc wokół zbędnego zamieszania i nie opowiadając za dużo, to osoby postronne nie podcinają nam skrzydeł.
A więc nasuwałby się wniosek - nie mów innym, co zamierzasz, tylko rób to?… Cóż, to też nie zawsze najlepsze rozwiązanie - czasem przecież chcemy zweryfikować własne plany, potrzebujemy sensownej porady, podpowiedzi, chcemy posłuchać mądrej opinii, nawet krytycznej.
Może więc po prostu załóż, że będziesz wtajemniczać wybrane osoby. Zwykle doskonale wiesz, kto i w czym Ci może pomóc, zastanów się więc, z kim porozmawiać, żeby rozmowa spełniła Twoje oczekiwania. Rozmawiaj. Najprawdopodobniej potrzebujesz też z kimś współpracować, z kimś dzielić się  swoimi rozterkami, z kimś świętować małe zwycięstwa. I to jest ok. 
Współpracuj, działaj - mniej tylko świadomość, że ludzie są ludźmi, więc będą Ci czasem przeszkadzać, a czasem wspierać. Za to, co z tym zrobisz, odpowiadasz Ty - za swoje myśli, za energię, którą z nich czerpiesz, za punkt widzenia, który przyjmujesz. Możesz zaakceptować uwagi innych osób, możesz się od nich odciąć - nawet jeśli to bardzo ważni dla Ciebie ludzie – małżonek, rodzice, czy lekarz. Badania naukowe wykazują, że ludzie postrzegający siebie i swoje zdrowie znacznie lepiej niż ich lekarze, a nie koncentrujący się wyłącznie na złych wynikach własnych badań, szybciej zdrowieją i żyją dłużej, niż reszta społeczeństwa.

A więc zastanów się nad sobą:
- Pomyśl czyje opinie przyjmujesz za swoje? …
- Jakie podejmujesz decyzje? (Twoja decyzja wyraża się w tym, co robisz i  co mówisz.)
Przypatrz się im przez chwilę….. Służą Ci, czy niekoniecznie?

I nie demonizuj siły modnego obecnie pozytywnego myślenia. Pamiętaj - pozytywne myślenie potrafi zdziałać cuda, pod warunkiem, że nie jest mylone z hura-entuzjazmem. Samo pozytywne myślenie, to zdecydowanie za mało, osobiście zakładam, że myślenie powinno być jeszcze proaktywne (generujące celową aktywność). A więc jeśli chcesz osiągnąć sukces, nakieruj swoje myśli na działanie, ukierunkuj je w stronę konkretnych czynności, które Cię doprowadzą do sukcesu.
Przed myśleniem hurra-optymistycznym przestrzega nawet psychologia pozytywna - zakłada ona, że dobrze jeśli stosunek myśli pozytywnych do negatywnych wynosi ok. 3:1.  (Jeśli chcesz zgłębić temat zapraszam do wcześniejszego posta „Pozytywność „ - http://dorotanawrotkach.blogspot.com/search/label/recenzje?updated-max=2014-08-16T20:44:00%2B02:00&max-results=20&start=1&by-date=false).
Żeby osiągnąć sukces nie można przecież tylko pozytywnie myśleć, trzeba mieć świadomość obiektywnych warunków, uważnie ocenić sytuację - bez tego trudno konstruować mądre plany. 
Ale jak już taki mądry plan masz, to myśl optymistycznie i pamiętaj, że nie wszyscy i nie zawsze i będą Cię wspierać.
A jeżeli nikt z Twojego otoczenia w danym momencie nie wierzy w Twój pomysł i w Ciebie? ...
To może Ty musisz uwierzyć? ;)
W co potrzebujesz uwierzyć? W swoje zdrowie, w swoje możliwości, w swój plan, czy w swoją misję? …  Pomyśl. 

niedziela, 31 stycznia 2016

Twój obraz...


Hans Hofmann
 http://www.esquire.pl/aktualnosci/46/sztuka-wspolczesna-czy-dzieciece-bazgroly


„Myślę, że każdy jest dziwny.  
                                                            Powinniśmy wszyscy celebrować naszą indywidualność 
i nie wstydzić się jej.”
Johnny Depp

    Naprawdę szczęśliwi ludzie rzadko zastanawiają nad tym kim są, jacy są, jacy powinni być, oni po prostu robią swoje. Nie myślą długo i głęboko nad podjęciem każdej życiowej decyzji, doskonale czują, gdzie jest ich miejsce i nie psują tego czucia niepotrzebnym intelektualizowaniem. Oni żyją po prostu.
A kiedy układanka zaczyna się sypać, rozglądają się i spokojnie przemieszczają we właściwym kierunku.

Spełnione życie to nie wynik główkowania i pisania mozolnych planów, to nie narzucony sobie reżim, gdzie w ramach obowiązkowego relaksu biegam z zaciśniętymi zębami (podobno zdrowo jest biegać, więc za wszelką cenę, do bólu...), jak jem, to tylko to, co zaleciła dietetyczka, jak spotykam się z rodziną, to patrzcie i podziwiajcie…
Dobre życie to zostawienie sobie pewnego marginesu na luz, przyzwolenie że w tej chwili moją jedyną aktywnością będzie „leżenie bykiem”, a potem spokojnie zrobię to, co do mnie należy i tyle. 
To spokojna równowaga między naturalnymi powinnościami, obowiązkami, a potrzebą poddania się podszeptom intuicji, potrzebom duszy, emocjom. 

Mądrzy starsi ludzie mówią, że w niczym nie należy przesadzać, więc pozwalają sobie często na spełnianie własnych zachcianek, a do obowiązków podchodzą ze spokojem, akceptacją, a nawet radością. 
Tu i teraz, spokojnie, po kolei, w swoim tempie i na swój sposób.

Ale cofnijmy się nieco w czasie. Spójrzmy na dzieci bawiące się w piasku, które uparcie chronią swojego terytorium, a realizacja własnej wizji jest dla nich najważniejsza na świecie... One są szczęśliwe, pochłonięte do reszty własną aktywnością. Nie myślą, czy w tym momencie nie powinny na przykład sprzątać swojego pokoju, albo pooglądać bajki w telewizji. 

Gdy dorastają, zaczynają się dostosowywać, do wszystkiego i wszystkich – w domu, w pracy, wśród wymagających znajomych. Bo tak trzeba, bo tak się wypoczywa, bo tak się organizuje pracę, a tak życie... 
Nic dziwnego, że z czasem niektórzy z nas powoli zatracają siebie.
A dalej …
Ludzie uważni i wrażliwi zwykle zdają sobie sprawę z tego, że ich życie jest zlepkiem obcych wymagań, opinii, nakazów, że nie ma w nim miejsca dla nich samych i albo dają radę samodzielnie wprowadzić niełatwe, fundamentalne zmiany, albo udają się po pomoc do coachów lub terapeutów.
Inni nie chcą czuć dyskomfortu, więc po prostu wypierają go - udają, że jest wszystko ok, próbują uciekać w hedonizm, zdobywać więcej (pieniędzy, władzy, poklasku, kobiet), prowadzić życie, jak z amerykańskiego filmu - wszystko na pokaz, planowo, co do minuty, tyle, że … w środku nie jest lekko.

Bardzo potrzebujemy innych ludzi, lubimy z nimi przebywać, a więc może czasem warto wpasować się w ogólnie przyjęte ramy, choćby z szacunku dla innych. Ale dobrze mieć też świadomość, że ciągłe życie wbrew własnym potrzebom, pod czyjeś dyktando, to już ewidentnie brak szacunku i tolerancji dla siebie.

Każdy z nas jest tak naprawdę dziełem sztuki -  wyrastającym poza schematy, pięknym, unikalnym i każdy ma takie miejsce, w którym nie musi zadawać sobie pytań: czy jestem u siebie, czy tu mi naprawdę dobrze? 
Miejsce w którym jest naprawdę sobą. 

Więc, gdy potrzebujemy sobie samemu wyjaśniać, że to jak żyjemy i to co robimy jest właściwe, że przynosi nam takie czy inne korzyści, to może warto zatrzymać się i zapytać w imię jakich wyższych celów decydujemy się na ustępstwa, z czego rezygnujemy, co otrzymujemy w zamian i jaki jest ogólny bilans zysków i strat.

A teraz zamknij oczy, zobacz siebie w kilku typowych sytuacjach/miejscach i zastanów się:

  • W którym z nich jesteś sobą?
  • Gdzie Ci niewygodnie?
  • Skąd się tu wziąłeś? Jakich Ty lub ktoś użył podstępów, żeby Cię tu zwabić?
  • Jaką radę dałby Ci teraz najlepszy przyjaciel?
A dalej….? 
Dalej to już Ty decydujesz samodzielnie, w końcu to Twoje życie, Twój obraz.


sobota, 26 grudnia 2015

Poczuj swoją wartość II

„Życie nie oczekuje od nas bycia najlepszym,
 lecz dawania od siebie tego, co najlepsze.”
Johannes Thielle

Poczucia własnej wartości  ciąg dalszy...

Zwyczajem ogromnie rujnującym nasze poczucie własnej wartości jest porównywanie się ze wszystkimi dookoła.

Nawyk jest nam zwykle wpajany w dzieciństwie, kiedy słyszymy: „Popatrz na … (wstaw imię) ona/on to się świetnie uczy!”, „Bierz przykład z …!” , „Co z Ciebie wyrośnie?”, „Wstyd się z Tobą pokazać na ulicy!”, „ Jak Ty wyglądasz?.”
Przypomnij sobie, jak było w Twoim świecie, do kogo Cię porównywano, jak się wtedy czułaś/czułeś? …. 
Ile z tego siedzi w Tobie tak głęboko, że jeszcze teraz nieustannie porównujesz się z innymi? …
Ale nie mniej pretensji do rodziców – prawdopodobnie wystraszeni o Twój los, Twoją przyszłość, pełni miłości,  chcieli Cię zmobilizować do pracy (a może jeszcze chcą?). Bo przecież czasem atmosfera rywalizacji podgrzewa do boju i powoduje, że zmotywowani działamy szybciej i skuteczniej.
Zresztą nie zaszkodzi Ci, jak czasem się z kimś pościgasz. Nie zaszkodzi ani wygrana, ani przegrana – pod warunkiem, że dotyczy konkretnego zadania i wyzwania i nie jest diagnozą Twojej wartości. Wiesz przecież, że inne znaczenie ma  komunikat: „Dzisiaj klasówka poszła Ci słabo” (konkretny fakt), a inne:  „Jak Ty się uczysz tumanie, wstyd się ludziom przyznać!”(ocena).

W dorosłym życiu też wciąż spotykamy się z ocenami, ludzie chcą Cię dopasować do schematu, chcą się poczuć na Twoim tle lepiej. Czasem mówią, że Ty jesteś wspaniały,  a oni nic nie znaczą i czekają żebyś zaprzeczył, czasami odwrotnie. Tak naprawdę Twoim  kosztem realizują swoje własne potrzeby, a Tobie przypisują przeróżne cechy i zdolności, które pasują do ich wizji świata.
Tylko od Ciebie zależy czy „łykniesz” łatwą przynętę, czy odważysz się pójść swoją drogą. To wyzwanie. 
Jeśli znajdziesz siłę, żeby odrzucić te wszystkie błyszczące, kuszące obietnice sławy i poklasku, to pewnie w końcu znajdziesz siebie, poczujesz swoją wartość i nie będziesz musiał niczego udowadniać sobie ani światu, ale to wcale nie jest łatwa droga.

Dobrze mieć tego świadomość, dobrze też dać sobie prawo i czas na spokojną analizę swoich kompetencji i słabości, warunków, w jakich działamy, otoczenia, środowiska. 
Można skorzystać z usług sensownego doradcy albo sensownego coacha, ewentualnie samemu zastanowić się w jaki sposób najefektywniej wykorzystywać swój potencjał. Piszę sensownego, bo świat „pomagaczy” to też świat ludzi, a oni dla swojej własnej satysfakcji często pchają Cię w kierunku pierwszej szansy, jaka się pojawia, bo przecież oni też chcą mieć sukces, a ten sukces to klient, który szybko odniósł sukces, bo … na chwilę poczuł się lepiej. 
Bardzo łatwo powiedzieć człowiekowi – możesz więcej, niż myślisz, jesteś zwycięzcą, jesteś super ;)… I po sprawie. Na moment (dłuższy lub krótszy) wystarczy. Gorzej będzie, jak ten moment się skończy i okaże się, że minęło wiele czasu, a Ty nie ruszyłeś z miejsca.

Osobiście jestem fanką psychologii pozytywnej – Tal Ben Shahar,  Barbara Fredricson, Csikszentmihalyi, Seligman…. Nie odżegnuję się wiec absolutnie od pozytywnego myślenia, ale mądra psychologia, to nie hurraoptymizm, to nauka, która odnosi się do sensu życia, a NIE TYLKO uczy odpowiedniej interpretacji zdarzeń (zresztą umiejętność sterowania własnym umysłem, też mnie nieraz w życiu uratowała).
Chyba więc warto po prostu zrozumieć, że nikt jeszcze poprzez wmawianie sobie: „mam poczucie własnej wartości, jestem super”, nie zbudował takiego poczucia…. Przynajmniej ja nie znam takich przypadków, a za to znam parę ofiar takiego postępowania.

Więc niezależnie od wsparcia, jakie otrzymujesz z zewnątrz, słuchaj przede wszystkim siebie, wsłuchuj się w swoje, reakcje, emocje, odczucia. Poczucie własnej wartości będziesz mieć wtedy, gdy zrozumiesz, kim jesteś i co robisz w tym miejscu w którym jesteś. 
A tego nikt Ci nie powie, to musisz odkryć samodzielnie. 
Bo poczucie własnej wartości buduje się od środka, wspierając się obserwacją własnych efektywnych działań.  
Nie ma znaczenia, że nie jesteś  mistrzem  w …. (wstaw właściwy przedmiot, czynność), ale pewnie masz 1000 innych  talentów! Jak każdy. Odnajdź je. 
I polub swoją niekompetencję - zobacz, jak ona Ci służy! Może zwalnia Cię od wielu niechcianych czynności, bo unikasz ich wykonywania? ...;) Ja unikam. Jakie to wygodne! :)

A na koniec, jak zwykle parę pytań. Do siebie, do pracy z sobą samym:

- Kiedy jestem rzeczywiście na swoim miejscu i działam w zakresie moich najwyższych kompetencji ? (jak nie potrafisz wskazać od razu, to wypisz dużo takich sytuacji, potem je przesegreguj i wybierz, te najwłaściwsze)

- Kiedy robię rzeczy, które leżą w strefie mojej kontroli, a kiedy winię się za coś, na co nie mam wpływu?

- Co sobie zarzucam?

- Czy są to zarzuty merytoryczne czy niszczące mnie oceny? Które powtarzam, bo kiedyś usłyszałem od innych?

- Czy idę w dobrym kierunku, czy słuchając różnych autorytetów zgubiłem/zgubiłam kawałek siebie?

- Na jakim poziomie rozwoju  swojego potencjału jestem? ( Niezależnie od poziomu na którym jesteś, zaakceptuj to i zobacz, co w tej sytuacji najmądrzej jest zrobić. Co zrobisz, żeby za miesiąc, pół roku, rok dorosnąć do swoich oczekiwań?)

- Jakie swoje „wady” jesteś w stanie po prostu wyeliminować? Ile czasu Ci to zajmie? Czy chcesz poświęcić ten czas, czy warto?

- Które umiejętności decydujesz się rozwinąć? Ile czasu zająłby ten rozwój przeciętnemu człowiekowi? Ile czasu dajesz sobie? Czy uważasz, że wyznaczyłeś sobie cel realny?
Dodaj jeszcze 20% bufor czasowy na nieprzewidziane okoliczności i wtedy powoli planuj i realizuj. 

Nic nie przychodzi samo – wszystko potrzebuje czasu.  
Piekąc chleb musisz nastawić piekarnik na określoną ilość minut, nie ma drogi na skróty - swojego rozwoju też nie przyspieszaj, bo wyjdzie Ci zakalec!!!

poniedziałek, 16 listopada 2015

Poczuj swoją wartość.

„Znajdź codziennie chwilę dla siebie, taką, która pozwoli Ci posłuchać własnego głosu,
 odkryj swoją własną indywidualną, niepowtarzalną wielkość, 
zrozum, że jesteś doskonały, 
że żaden człowiek nie jest pomyłką ani wybrakowanym egzemplarzem.
To tylko nasze wzory i oczekiwania powodują takie widzenie”.
Iwona Majewska - Opiełka

           Niedostateczne poczucie własnej wartości to problem, z którym wciąż się spotykam szkoląc ludzi, prowadząc coachingi i wykłady dla studentów. Wydaje się, że jak Polska długa i szeroka, niezależnie od poziomu wykształcenia, statusu społecznego, wieku, osiągnięć, mnóstwo ludzi ma problemy z poczuciem własnej wartości.
Oczywiście ja sama również wytrwale i z sukcesami pracuję, żeby poczuć „poczucie…” ;)
Analizuję to, co na mnie i innych działa zbawiennie, co pomaga odnaleźć, odczuć, zrozumieć siebie, a co niekoniecznie, więc pomyślałam, że warto się swoimi spostrzeżeniami podzielić ze światem, a przynajmniej tą częścią świata, która interesuje się rozwojem i czasem zagląda do mojego nieco zaniedbywanego bloga. 
Poczucie własnej wartości to temat  rzeka, a więc ciąg dalszy moich rozważań nastąpi.
Dziś część pierwsza.

Podejścia do tematu uczę się od mistrzów - moi eksperci to niezwykle bliska mi Iwona Majewska – Opiełka  (która jako pierwsza w Polsce prowadziła zajęcia wspierające skuteczne działanie jednostek i firm, przenosząc je z Kanady i Ameryki, gdzie miała okazję pracować i uczyć się od Martina Seligmana, Stephena R. Coveya, Briana Tracy, Toma Petersa, Petera Druckera, Zig Ziglara, Normana Vincent Peale czy Anthonyego Robbinsa) i daleki geograficznie Amerykanin - Nathaniel Branden, autor książki „Sześć filarów poczucia własnej wartości”.

Przechodząc do konkretów, czyli tajemniczego poczucia własnej wartości (mój skrót pww), dla  mnie najważniejszym odkryciem była kiedyś świadomość  tego, że pww to nie to samo, co samoocena. 
Jakże często te dwa pojęcia są mylone!!! 
Poczucie własnej wartości albo się ma, albo nie i wtedy trzeba nad nim pracować. Natomiast samoocena, to pogląd na swój temat, zmieniający się zwykle pod wpływem sytuacji  (bo nam się coś udało, …bo ponieśliśmy porażkę). Można nią sterować, może być zawyżona, zaniżona lub adekwatna. Warto zwrócić uwagę na fakt, że osoby o niskim pww często na siłę „podkręcają” swoją samoocenę, gloryfikując swoje osiągnięcia, budując sztuczny prestiż (np. ubraniem, sposobem bycia i traktowaniem innych z wyższością). Tacy ludzie bardzo  potrzebują wyrażanej głośno akceptacji, uwielbień, hołdów. Są wśród nich profesorowie uczelni, którzy nie dopuszczają do obcowania ze sobą nieodpowiednio ubranych studentów (słyszałam o takich przypadkach), wykładowcy zaczynający wykład od parafrazy słów: „ja wam pokażę”, „ mogę was zniszczyć”, „lepiej siedźcie cicho”, szefowie którzy czekają na hołdy i słowa uwielbienia udając wszechwiedzących. 
Przykłady panicznego  nadrabiania niedostatków pww można mnożyć bez końca. Znamy je wszyscy i zdajemy sobie sprawę z tego, że takie zabiegi, co prawda na chwilę pozwalają zapomnieć o bólu, który siedzi głęboko w duszy, ale nie są antidotum na wewnętrzną niestabilność.

Jeśli czujemy swoją wartość, wartość siebie jako człowieka, bo wychowano nas w szacunku do siebie, w poczuciu ludzkiej godności (zarówno w cielesnym, jak i emocjonalnym wymiarze), to jesteśmy świadomi własnej, naturalnej każdemu, wyjątkowości i niepowtarzalności i nie musimy zabiegać o akceptację innych, o poklask dla swoich marzeń, pragnień, potrzeb. Nie staramy się niczego udawać, nie musimy ćwiczyć asertywności – po prostu jesteśmy naturalnie asertywni. 
Nie dajemy się też wykorzystywać, nie umartwiamy z powodu popełnianych błędów i jesteśmy pełni szacunku i tolerancji dla  innych ludzi.
To stan idealny. Prowadzi do niego wiele dróg, ale w moim przekonaniu  nie da się go osiągnąć bez podstawy, jaką jest samoświadomość i akceptacja swoich możliwości, zdolności, ale i ograniczeń.

Pora na ćwiczenie :
Przypomnij sobie sytuację w której ludzie Cię otwarcie podziwiali, może nawet bili brawo, a Ty bardzo tego podziwu potrzebowałeś/łaś. Wyczekiwałeś/łaś na akceptację.
  • Jak wtedy zachowywałeś się, co czułeś, ile razy opowiadałeś znajomym o swoim sukcesie?
  • Zastanów się, potwierdzenia jakich kompetencji/umiejętności oczekujesz od świata?
  • Jak się czujesz, czekając na akceptację innych?
  • Co daje Ci publiczny poklask?
  • Co możesz zrobić, żeby wzmocnić się w obszarze, który jeszcze nie jest Twoim najsilniejszą stroną ?
  • Czy w ogóle tego potrzebujesz? Na ile jest to dla ciebie ważny obszar?
  • Co ci da zadbanie o niego?

I zdecyduj, co zrobisz, a potem wykonaj pierwszy krok i następne. Zdecyduj – działasz czy odpuszczasz?  Masz prawo do swoich wyborów, nie musisz spełniać oczekiwań innych ludzi.

A teraz przypomnij sobie sytuację, kiedy otrzymywałeś/ łaś podziw innych i czułeś/łaś spokój. Dobrze wiesz, że jesteś dobry/ dobra  w pewnym obszarze, nikt nie musi tego potwierdzać, ale oczywiście miło, że ludzie to zauważają, więc … ukłonisz się, podziękujesz za brawa i się uśmiechniesz.
  • Jaki to obszar?
  • Co przychodzi Ci naturalnie?
  • Co przychodzi Ci łatwiej, niż innym?
  • Gdzie jest Twoja moc?
  • W jakim stopniu wykorzystujesz  na co dzień swój potencjał?
  • Jak bardziej możesz go wykorzystać?

Zacznij od akceptacji swoich mocnych i silnych stron, pozwól sobie na niedociągnięcia w pewnym zakresie i na naukę na własnych błędach (bo tak uczymy się wszyscy.

Masz prawo być człowiekiem – z całym bagażem dobrych i złych doświadczeń , z ludzką siłą i bezsilnością, z tym, co Ci się udaje i tym, co Ci się nie udaje.

cdn.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nie wymazuj życia gumką ...




"Nie osiąga się pełni poprzez odcinanie części samego siebie,
lecz przez integrację przeciwieństw".
C. G. Jung
Podążając w kierunku tożsamości, poszukując wymarzonej życiowej drogi, zastanawiamy się czasem, jak by to było, gdyby dało się przekreślić wszystko, co wydarzyło się nam dotychczas, gdyby dało się zacząć z "czystym kontem", jeszcze raz, po swojemu, tym razem już na pewno dobrze...

Zwłaszcza, że współczesny świat kusi wielością możliwości i czasami mamy wrażenie, że wszyscy dookoła odnoszą oszałamiające sukcesy. No i co chwilę napotykamy hasła, które sugerują, że grzechem jest prowadzenie zwykłego, spokojnego życia, a różne szkolenia i komunikatory nawołują: "zacznij od nowa, nowe życie będzie lepsze, piękniejsze, bardziej kolorowe". W czasopismach opisuje się ludzi, którzy zmienili swoje życie, odcięli się od przeszłości i wreszcie są szczęśliwi, zrealizowani.  
Wszechobecna presja sukcesu, potrzeba dogonienia tych, co zaszli daleko, złudzenie, że obok jest inne życie, wszystko to zachęca do podjęcia decyzji pt.: "Rzucić to wszystko w cholerę! Wyrzucić przeszłość!". Bo ile się można męczyć w rzeczywistości, która ogranicza Twój potencjał, w rzeczywistości ponad którą wyrastasz!?...
................

Kiedyś, zmieniając po raz kolejny swoje życie, starałam się zapomnieć, odciąć zbędne gałęzie, zakładając, że pewne budujące skądinąd wydarzenia i działania, nie do końca były moje, nie do końca mnie definiowały.

Kiedyś, pewien człowiek, który chciał wrzucić z mojej głowy trudną relację, przykre fakty, powiedział do mnie i chyba do siebie: "zapomnij, wymaż gumką, tego nie było..."

Kiedyś nie potrafiłam zaakceptować swojego ciała (typowe w wieku dorastania), kiedyś życia, takim jakie mi się przydarza. Nawet nie pomyślałam, że to może ja się przydarzam życiu;)...

Kiedyś przyszła do mnie osoba, która nie chciała pamiętać, że jej dom rodzinny, to miejsce z którego pochodzi...

Kiedyś inne osoby ...

............................

Tylko, jak tu wymazać kawałek  życia "gumką"? ...  Przecież,  to Twoje życie, przecież jeśli nawet głośno powiesz: "nie pamiętam", to i tak będziesz pamiętać. A im bardziej będziesz omijać pewne wspomnienia, tym bardziej będą Cię prześladowały, tym bardziej będzie Ci źle...
Wiem coś o tym. Ty pewnie też wiesz. Wykreślenie części własnego życia to chyba nie jest dobre rozwiązanie. Zgadzasz się?...

Jak więc przeprowadzić zmianę? Jak posunąć się do przodu, jak zrobić krok we właściwym kierunku? Jak zacząć nowy rozdział z tym, czego w sobie nie lubimy?...
Jeśli miałabym Ci cokolwiek radzić, to powiedziałabym zacznij od akceptacji. Zaakceptuj to, co było i odpuść sobie złe emocje, poczucie winy, żal do świata, uzalanie się nad sobą, że jesteś tu, a nie gdzie indziej. 
Zwyczajnie zaakceptuj przeszłość, zaakceptuj teraźniejszość, obejmij z życzliwością wszystkie dobre i złe rzeczy, które Ci się wydarzyły? Zaakceptuj to, skąd pochodzisz, jak wyglądasz, ile masz lat - przyjmij do wiadomości, że to Twoje życie, Twoje ciało, Twoje wspomnienia, sukcesy i porażki. Będzie prościej i łatwiej. Bo prawdziwie. 
Przecież wszystko to, co chcesz odrzucić i to, do czego się głośno przyznajesz, stworzyło Cię z Twoją determinacją do zmiany, z Twoją chęcią do rozwoju i siłą do marzeń. 
A może właśnie najtrudniejsze przeżycia, to Twoje najlepsze życiowe lekcje...? Często tak bywa.
A więc niczego nie "wymazuj", tylko po prostu zachowaj szacunek do siebie za to, co przeszłaś/przeszedłeś, szanuj się za to, gdzie jesteś i kim jesteś. Tylko wtedy  będziesz mieć siłę, żeby zrobić krok do przodu, tylko wtedy będziesz mógł/mogła powiedzieć, że mimo wszystko (albo właśnie dlatego) decydujesz się na zmianę.

I jeszcze chwilę pomyśl, zastanów się, co tak bardzo chcesz wyrzucić ze swojego życia, od czego chcesz uciec?...
A może pod warstwą kurzu, pod czymś, co spostrzegasz, jako kamień u nogi kryje się brylant?...   
Może po prostu wystarczy posprzątać - odnowić pewne związki, udoskonalić pewne schematy i przyjrzeć się temu, co działa, co Cię wzmacnia, a co przeszkadza?  ...
Może po prostu wystarczy zaopiekować się lepiej sobą... ?

A może zechcesz zadać sobie parę pytań:
- Czego nie doceniasz w swoim życiu?
- Z czego czerpiesz swoją siłę?
- Co/kto  jest z Tobą zawsze?
- Bez czego nie potrafisz żyć?
- Przed czym się chcesz uchronić?
- Co powoduje, że w ogóle zastanawiasz się nad zmianą? 
- Jaki będzie bilans zysków i strat, jak już ją przeprowadzisz?
- Gdzie znajdziesz miejsce dla uhonorowania tego, kim byłeś/byłaś?

Czasem zmiana jest naprawdę potrzebna, wszyscy zasługujemy na to, żeby odnaleźć swoje zagubione marzenia ... więc zmieniaj się, rozwijaj, szukaj tego, co dla Ciebie najważniejsze, ale niczego ze swojej pamięci nie wykreślaj, nie wymazuj, szanuj wszystkie swoje doświadczenia. 
I niczego nie zaczynaj, bo nie ma i nie będzie nowego początku. Po prostu idź dalej, sensownie korygując kurs.