„…mistrz
nie jest kimś, kto czegoś uczy;
mistrz to
ktoś, kto zachęca ucznia do dołożenia wszelkich starań, aby odkrył to, o czym
już wie.”
Paulo
Coelho
Dziś
o doskonałości, o dążeniu człowieka, żeby jeszcze lepiej, jeszcze bardziej,
jeszcze więcej... I o mistrzostwie. Bo prawie wszyscy mamy potrzebę rozwoju, spełnienia,
uznania. I chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zwykle żyjemy znacznie
poniżej swoich możliwości, że moglibyśmy wykorzystywać własny potencjał o wiele
efektywniej i osiągać dużo dużo więcej.
Więc nawet jeśli nie wpadamy w pułapkę
perfekcjonizmu, który w linii prostej wywodzi się przecież z obniżonego poczucia
własnej wartości, to i tak czasem parzymy na swoje dokonania krytycznie,
porównując się do autorytetów. Bo przecież mistrz, to mistrz. Gdzie mnie do
niego!
A
jeśli już zdarzy nam się być w pobliżu mistrza, albo pracować z nim, to zwykle nie
Tylko go podglądamy, ale i z nabożeństwem poddajemy się jego sugestiom. I często
razem z naszym podziwem oddajemy mistrzowi odpowiedzialność za własne
osiągnięcia ew. porażki, modelując siebie na wzór i podobieństwo ideału. I choć
wiemy, że nie zawsze, nie wszędzie i nie dla każdego ten sam sposób
postępowania jest skuteczny, to cicho liczymy że odkryjemy jednak uniwersalną
receptę na sukces.
Bo
przecież chcielibyśmy, żeby nam wreszcie ktoś powiedział/pokazał jak pracować
lepiej, jak przewodzić swojemu zespołowi, jak dać sobie radę z krnąbrnym
pracownikiem, dzieckiem, jak osiągnąć sukces w budowaniu własnego wizerunku,
czy w innej interesującej nas dziedzinie.
A
na przeróżnych szkoleniach, kursach tego uczą!... Uczą, tyle że z różnym
skutkiem;)
Oczywiście
zdarza się, że ekspert przychodzi do firmy czy do domu i w efekcie jego pracy
następuje znaczna pozytywna zmiana. Tyle, że zwykle jest to zmiana wypracowana
w konkretnych warunkach, z konkretnymi osobami, na skutek konsultacji,
obserwacji i w dość długim wymagającym procesie. I jest to zmiana najlepsza na ten właśnie konkretny
moment i czas, a nie na wieczność.
Nie twierdzę, że nie ma pewnych uniwersalnych wzorców, chcę tylko bardzo mocno
podkreślić, że pomimo sprawdzalności pewnych metod, dwie osoby postępujące w
ten sam sposób na pewno nie osiągną identycznych rezultatów. Zaryzykuję nawet
tezę, że czasem bezmyślne odwzorowywanie największych nawet autorytetów może
przynieść więcej szkody niż pożytku.
Nie
wierzę też w nagły i niespodziewany postęp człowieka czy organizacji, w
metamorfozę z dnia na dzień. Moim zdaniem - jeśli nawet uzyskuje się czasem takie wrażenie - jest to skutek wydobycia zbieranego
latami doświadczenia i kapitału.
Naukowcy
twierdzą, że potrzeba 10. lat wytrwałych wysiłków w konkretnym obszarze specjalizacji, aby stać
się mistrzem na skalę międzynarodową. Trzeba posiadać też cechy, które
predysponują do bycia mistrzem, takie jak:
duża niezależność, prawdziwa pasja, wiele interakcji z autorytetami w
branży, a także kwestionowanie utartych reguł, podejmowanie najtrudniejszych
wyzwań i dociekanie istoty najbardziej złożonych problemów.
Tym
bardziej sensowna wydaje się teza, że do poziomu eksperckiego w jakiejkolwiek
dziedzinie dochodzi się stopniowo i latami, a najtrwalsze efekty uzyskujemy cierpliwe
rozwijając własny potencjał poprzez systematyczne postępy doprawione szczyptą
optymizmu. Wiem, że w świecie, gdzie wszystko chcielibyśmy mieć już (jeśli nie
wczoraj) to bardzo mało popularna zasada, ale przecież to, co popularne
prowadzi do przeciętnych efektów, a piszę o osiąganiu rezultatów znacznie tą
przeciętność przewyższających.
Może warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt mistrzostwa - wszyscy znani mi ludzie sukcesu wierzą w
siebie.
Drogę
do osiągnięć w jakiejkolwiek dziedzinie zaczęłabym więc od budowania poczucia
własnej wartości, a jako antidotum na niepotrzebne stresy przydałby się zdrowy realny ogląd sytuacji.
Żeby
wyjaśnić, co to jest realny ogląd sytuacji, zadam kilka pytań:
-
Jak często myślisz, że jesteś super, albo do niczego?
-
Jak często zaczynasz zdanie od „nigdy” albo „zawsze”?
-
Jak często porównujesz się z innymi lub
domyślasz się, co inni mają do powiedzenia na Twój temat?
-
Jak często oskarżasz siebie i zakładasz, że wszystkiemu wokół jesteś winien
(winna)?
Sposób
postępowania, który obrazują pytania oczywiście nie przynosi nic dobrego - powoduje
spadek motywacji i na pewno nie pomaga w
realizacji żadnego celu.
Zamiast tego, może lepiej działać nieco inaczej. Gdy pojawią się negatywne myśli, pytać:
-
Czy to naprawdę fakt, czy tylko moja interpretacja?
-
Jaką naukę wyciągnę z porażki?
-
Ile rzeczy ostatnio mi się udało?
- Co już osiągnąłem/łam?
-
Co potrafię, a czego mogę się nauczyć?
I pamiętać,
że nawet mistrzowie się mylą, bo nawet oni nie są doskonali.
I dać sobie czas, bo budowla, która powstaje
powoli i etapami jest zwykle trwała, a to co budowane w pośpiechu wali się
szybko.
A na koniec zaproponowałabym jeszcze - pozwólmy naszym mistrzom na niedociągnięcia, błędy, a nawet totalne
katastrofy, pamiętajmy, że oni też są
ludźmi i mają prawo być niedoskonali. Bo gdy stawiamy sobie i innym nierealne wymagania,
to jedynym co da się osiągnąć jest porażka .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz