„Robić
więcej rzeczy w krótszym czasie,
to
nie to samo, co robić właściwe rzeczy.”
(”Najpierw
rzeczy najważniejsze”, s.84)
Są książki i autorzy, do których
wciąż można wracać z przyjemnością, do których mamy zaufanie – wiemy, że
nie zawiodą. Dla mnie jednym z takich zaufanych autorów jest, zmarły w tym
roku, Stephen R. Covey – ten od „7 nawyków skutecznego działania”- może kiedyś
przyjdzie czas na omówienie i tej książki, ale dzisiaj kończę czytać: ”Najpierw rzeczy najważniejsze”. Jest to przydługi poradnik, który Covey
napisał wspólnie z Rebeccą i Rogerem Merrill. Pozycja nie najnowsza, ale wciąż
popularna i aktualna. Ponad 400 stron drobnym druczkiem i to trochę zniechęca. Ile
w końcu można pisać o zarządzaniu czasem, czy jak kto woli o zarządzaniu sobą w
czasie? Powraca w niej sporo znanych zasad. Covey po raz kolejny pisze
o zasadzie 4 ćwiartek, na które możemy podzielić wszystkie wykonywane
czynności, o segregowaniu, porządkowaniu i wybieraniu spraw na teraz, potem,
może i …niekoniecznie do realizacji (według klucza wagi i pilności zadań).
Przejrzałam książkę pobieżnie i zaczęłam się zastanawiać, po co czytać kolejny poradnik, z podobnymi
radami, aż tu koło 80. strony zaczął się wykluwać sens. Bo ”Najpierw rzeczy
najważniejsze” to tak naprawdę książka o tym, jak dokonywać mądrych wyborów. Autorzy
zakładają, że każdy człowiek ma doskonale zestrojony własny wewnętrzny kompas –
wyczucie tego, co dla niego najlepsze, najstosowniejsze, najbardziej właściwe. I jeśli stać nas na bezwzględną
uczciwość wobec siebie samego i wobec własnego sumienia, to nasze wybory mogą zaowocować
sukcesem, satysfakcją i wewnętrznym spokojem.
Idea coachingu, bez używania pojęcia coachingu? Książka
głęboko moralna - o współpracy, współdziałaniu, uczciwym dochodzeniu do sukcesu
w zgodzie ze sobą i ku dobru ogółu. Książka, która odchodzi od ostatnio
forsowanej wizji indywidualizmu wbrew wszystkim i wszystkiemu dookoła, oddala
się od zasady „kochaj najpierw siebie”, w kierunku mądrej równowagi. Mówi o służeniu światu, o życiu zgodnie z
zasadami, ale jednocześnie niewyrzekaniu się siebie. Idealizm? Może. Ale podoba mi się taki
idealizm i moim zdaniem ma sens.
Rzeczy najważniejsze to te, którymi powinniśmy się zająć
najpierw, to tzw. „duże kamienie”, które do słoja życia powinny być wrzucane na
samym początku, a wtedy zmieści się tam jeszcze wiele drobnych kamyczków (mniej
istotnych spraw), piasku i wody.
No cóż, pewnie jeśli uczciwie wypisalibyśmy czynności, które
wykonujemy codziennie, okazałoby się, że połowa z nich, to zwykli zjadacze
czasu. A może uprzytomnilibyśmy sobie, że zazwyczaj poświęcamy się zupełnie innym
sprawom, niż te, które uznajemy za priorytety? Że codzienność wypełniona jest
drobnym piaskiem i mnóstwem mało istotnej wody, która niesie nas w przypadkowym
kierunku? To, co najważniejsze, często już się nie mieści.
Tak więc dobrze sobie od czasu do czasu przypomnieć, że jakość naszego życia zależy przede wszystkim od
dokonywanych wyborów – kluczowych decyzji o tym, na co przeznaczymy następne
pięć minut, godzinę, dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz