poniedziałek, 22 października 2012

Czas na żaby.

 




„Nigdy nie będziesz miał wystarczająco dużo czasu,
by zrobić wszystko, co jest do zrobienia”(s.43)
Brian Tracy











Trochę jesiennego słońca i przypominają mi się wakacje – gościnny dom kuzynów w Szczawnicy oraz pożyczona od nich kultowa książka Briana Tracy: „Zjedz tę żabę”. To jednocześnie poradnik do szybkiego „połknięcia” i fajna pozycja, którą warto mieć na półce, żeby motywowała, kiedy jesteśmy w podłym nastroju i nie mamy chęci do działania. Tylko 132 niewielkie strony - do przeczytania w jeden wieczór dla każdego, kto chce poznać 21 sposobów podnoszenia osobistej wydajności oraz podstawowe zasady zarządzania czasem. 

         Tracy, jak każdy dobry trener, zaczyna od motywacji. Na początek przypomina, że  kiedy wypełniamy jakieś zadanie, to zdecydowanie wzrasta nasza energia i poczucie własnej wartości. Potem przechodzi płynnie do tematu planowania i przypomina: „każda minuta poświęcona przygotowaniu planu działania oszczędza aż 10 minut czasu potrzebnego na realizację danego przedsięwzięcia”(s.30). 
Trochę uwagi autor poświęca też niełatwemu procesowi wyznaczania celów. Osoby, które mają wyraźnie spisane, dobrze wyznaczone cele, znacznie częściej odnoszą życiowe sukcesy, niż Ci, którym cel gdzieś mgliście na horyzoncie wyobraźni tylko majaczy. Jeśli nie wiemy, co i kiedy chcemy osiągnąć, to oczywiste jest, że rozpoczynanie jakichkolwiek działań nie będzie ani sensowne, ani motywujące. 

        Najważniejsza dla mnie część książki, to sprawdzone przez wytrawnego praktyka, sposoby wypracowywania sukcesu. Tracy radzi zacząć od sporządzenia listy głównych zamierzeń. Kolejnym etapem jest podział celów na zadania, które wykonamy w poszczególnych miesiącach. Dalej spisujemy plan prac tygodniowych, aby w końcu ustalić, jakie działania wykonamy konkretnego dnia. I tu autor przestrzega, że planując dzień, bez uwzględnienia szerszego kontekstu, możemy niewłaściwie określić priorytety i swój czas przeznaczyć na czynności mało istotne. Według Tracy’ego najlepszym punktem odniesienia jest tydzień. Spojrzenie na konkretny dzień z perspektywy tygodnia pozwala na pewien dystans, jednocześnie uświadamiając rolę cząstkowego planu w procesie osiągania rezultatu.

        Kolejna cenna lekcja, którą mocna utkwiła mi w pamięci, to cytowane przeze mnie, jako motto, słowa: „Nigdy nie będziesz miał wystarczająco dużo czasu, by zrobić wszystko, co jest do zrobienia”(s.43). 
Co za ulga!:) Hasło pomaga uświadomić sobie, że sztuka efektywności to sztuka wybierania, że najważniejsze, to sensownie zdecydować, czemu poświęcimy swój czas, a zrezygnować z prób cudownego rozmnożenia godzin, które przypadają na dobę. Dlatego autor proponuje, aby konkretnie ustalić priorytety, zadając sobie pytanie: ”Które z tych zamierzeń lub działań, jeśli zostanie wykonane doskonale i na czas, wywrze najkorzystniejszy wpływ na moje życie?”(s.46) - analogia do „dużych kamieni”, czyli stawiania na pierwszym miejscu kluczowych zadań,  zalecanego w książce współautorstwa Coveya: „Najpierw rzeczy najważniejsze”.
       
         Ale wracam do lekcji efektywności w wydaniu B.Tracy’ego – mierzymy się znów z planem dnia, a tam: trochę zwykłych czynności, kilka mniej, kilka bardziej przyjemnych i tytułowa „żaba”, czyli zadanie znienawidzone, najgorsze ze wszystkich, którego wykonania wolelibyśmy uniknąć z nadzieją, że wydarzy się cud. I tu pada hasło: „zjedz tę żabę”, zjedz ją na samym początku - nakazuje nasz trener - rozpocznij każdy dzień od realizacji najtrudniejszego zadania, a wtedy reszta pójdzie jak z płatka, „oprzyj się pokusie załatwiania bagatelnych spraw na początku”(s.37). 
To świetna metoda, która zapobiega nierozsądnemu gospodarowaniu czasem, pomaga podnieść  samoocenę i jednocześnie daje energetycznego kopa na początku dnia. 
I naprawdę bardzo ją doceniam, ale… choć wyznaczone sobie zadania staram się wykonywać jak najlepiej, to czasem świadomie pozwalam sobie na małe odstępstwo - najpierw „połykam parę małych żabek” (wykonuję lekkie i miłe czynności), a nie od razu biorę się za tą najohydniejszą. Kiedy rano potrzebny jest mi lekki rozruch, humor, uśmiech na twarzy, to z całą odpowiedzialnością i świadomością skutków na „dużą żabę” przeznaczam czas trochę później. I też jestem skuteczna. Najważniejsze więc chyba, żeby nie odkładać przykrych zadań w nieskończoność, żeby mimo wszystko jak najszybciej się z nimi uporać.

         Myślę, że proponowane przez B. Tracy rozwiązania można wprowadzać w życie krok po kroku, albo potraktować je jako inspirację w opracowywaniu indywidualnego stylu zarządzania sobą. 
Ja wybieram tę drugą opcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz