sobota, 26 grudnia 2015

Poczuj swoją wartość II

„Życie nie oczekuje od nas bycia najlepszym,
 lecz dawania od siebie tego, co najlepsze.”
Johannes Thielle

Poczucia własnej wartości  ciąg dalszy...

Zwyczajem ogromnie rujnującym nasze poczucie własnej wartości jest porównywanie się ze wszystkimi dookoła.

Nawyk jest nam zwykle wpajany w dzieciństwie, kiedy słyszymy: „Popatrz na … (wstaw imię) ona/on to się świetnie uczy!”, „Bierz przykład z …!” , „Co z Ciebie wyrośnie?”, „Wstyd się z Tobą pokazać na ulicy!”, „ Jak Ty wyglądasz?.”
Przypomnij sobie, jak było w Twoim świecie, do kogo Cię porównywano, jak się wtedy czułaś/czułeś? …. 
Ile z tego siedzi w Tobie tak głęboko, że jeszcze teraz nieustannie porównujesz się z innymi? …
Ale nie mniej pretensji do rodziców – prawdopodobnie wystraszeni o Twój los, Twoją przyszłość, pełni miłości,  chcieli Cię zmobilizować do pracy (a może jeszcze chcą?). Bo przecież czasem atmosfera rywalizacji podgrzewa do boju i powoduje, że zmotywowani działamy szybciej i skuteczniej.
Zresztą nie zaszkodzi Ci, jak czasem się z kimś pościgasz. Nie zaszkodzi ani wygrana, ani przegrana – pod warunkiem, że dotyczy konkretnego zadania i wyzwania i nie jest diagnozą Twojej wartości. Wiesz przecież, że inne znaczenie ma  komunikat: „Dzisiaj klasówka poszła Ci słabo” (konkretny fakt), a inne:  „Jak Ty się uczysz tumanie, wstyd się ludziom przyznać!”(ocena).

W dorosłym życiu też wciąż spotykamy się z ocenami, ludzie chcą Cię dopasować do schematu, chcą się poczuć na Twoim tle lepiej. Czasem mówią, że Ty jesteś wspaniały,  a oni nic nie znaczą i czekają żebyś zaprzeczył, czasami odwrotnie. Tak naprawdę Twoim  kosztem realizują swoje własne potrzeby, a Tobie przypisują przeróżne cechy i zdolności, które pasują do ich wizji świata.
Tylko od Ciebie zależy czy „łykniesz” łatwą przynętę, czy odważysz się pójść swoją drogą. To wyzwanie. 
Jeśli znajdziesz siłę, żeby odrzucić te wszystkie błyszczące, kuszące obietnice sławy i poklasku, to pewnie w końcu znajdziesz siebie, poczujesz swoją wartość i nie będziesz musiał niczego udowadniać sobie ani światu, ale to wcale nie jest łatwa droga.

Dobrze mieć tego świadomość, dobrze też dać sobie prawo i czas na spokojną analizę swoich kompetencji i słabości, warunków, w jakich działamy, otoczenia, środowiska. 
Można skorzystać z usług sensownego doradcy albo sensownego coacha, ewentualnie samemu zastanowić się w jaki sposób najefektywniej wykorzystywać swój potencjał. Piszę sensownego, bo świat „pomagaczy” to też świat ludzi, a oni dla swojej własnej satysfakcji często pchają Cię w kierunku pierwszej szansy, jaka się pojawia, bo przecież oni też chcą mieć sukces, a ten sukces to klient, który szybko odniósł sukces, bo … na chwilę poczuł się lepiej. 
Bardzo łatwo powiedzieć człowiekowi – możesz więcej, niż myślisz, jesteś zwycięzcą, jesteś super ;)… I po sprawie. Na moment (dłuższy lub krótszy) wystarczy. Gorzej będzie, jak ten moment się skończy i okaże się, że minęło wiele czasu, a Ty nie ruszyłeś z miejsca.

Osobiście jestem fanką psychologii pozytywnej – Tal Ben Shahar,  Barbara Fredricson, Csikszentmihalyi, Seligman…. Nie odżegnuję się wiec absolutnie od pozytywnego myślenia, ale mądra psychologia, to nie hurraoptymizm, to nauka, która odnosi się do sensu życia, a NIE TYLKO uczy odpowiedniej interpretacji zdarzeń (zresztą umiejętność sterowania własnym umysłem, też mnie nieraz w życiu uratowała).
Chyba więc warto po prostu zrozumieć, że nikt jeszcze poprzez wmawianie sobie: „mam poczucie własnej wartości, jestem super”, nie zbudował takiego poczucia…. Przynajmniej ja nie znam takich przypadków, a za to znam parę ofiar takiego postępowania.

Więc niezależnie od wsparcia, jakie otrzymujesz z zewnątrz, słuchaj przede wszystkim siebie, wsłuchuj się w swoje, reakcje, emocje, odczucia. Poczucie własnej wartości będziesz mieć wtedy, gdy zrozumiesz, kim jesteś i co robisz w tym miejscu w którym jesteś. 
A tego nikt Ci nie powie, to musisz odkryć samodzielnie. 
Bo poczucie własnej wartości buduje się od środka, wspierając się obserwacją własnych efektywnych działań.  
Nie ma znaczenia, że nie jesteś  mistrzem  w …. (wstaw właściwy przedmiot, czynność), ale pewnie masz 1000 innych  talentów! Jak każdy. Odnajdź je. 
I polub swoją niekompetencję - zobacz, jak ona Ci służy! Może zwalnia Cię od wielu niechcianych czynności, bo unikasz ich wykonywania? ...;) Ja unikam. Jakie to wygodne! :)

A na koniec, jak zwykle parę pytań. Do siebie, do pracy z sobą samym:

- Kiedy jestem rzeczywiście na swoim miejscu i działam w zakresie moich najwyższych kompetencji ? (jak nie potrafisz wskazać od razu, to wypisz dużo takich sytuacji, potem je przesegreguj i wybierz, te najwłaściwsze)

- Kiedy robię rzeczy, które leżą w strefie mojej kontroli, a kiedy winię się za coś, na co nie mam wpływu?

- Co sobie zarzucam?

- Czy są to zarzuty merytoryczne czy niszczące mnie oceny? Które powtarzam, bo kiedyś usłyszałem od innych?

- Czy idę w dobrym kierunku, czy słuchając różnych autorytetów zgubiłem/zgubiłam kawałek siebie?

- Na jakim poziomie rozwoju  swojego potencjału jestem? ( Niezależnie od poziomu na którym jesteś, zaakceptuj to i zobacz, co w tej sytuacji najmądrzej jest zrobić. Co zrobisz, żeby za miesiąc, pół roku, rok dorosnąć do swoich oczekiwań?)

- Jakie swoje „wady” jesteś w stanie po prostu wyeliminować? Ile czasu Ci to zajmie? Czy chcesz poświęcić ten czas, czy warto?

- Które umiejętności decydujesz się rozwinąć? Ile czasu zająłby ten rozwój przeciętnemu człowiekowi? Ile czasu dajesz sobie? Czy uważasz, że wyznaczyłeś sobie cel realny?
Dodaj jeszcze 20% bufor czasowy na nieprzewidziane okoliczności i wtedy powoli planuj i realizuj. 

Nic nie przychodzi samo – wszystko potrzebuje czasu.  
Piekąc chleb musisz nastawić piekarnik na określoną ilość minut, nie ma drogi na skróty - swojego rozwoju też nie przyspieszaj, bo wyjdzie Ci zakalec!!!

poniedziałek, 16 listopada 2015

Poczuj swoją wartość.

„Znajdź codziennie chwilę dla siebie, taką, która pozwoli Ci posłuchać własnego głosu,
 odkryj swoją własną indywidualną, niepowtarzalną wielkość, 
zrozum, że jesteś doskonały, 
że żaden człowiek nie jest pomyłką ani wybrakowanym egzemplarzem.
To tylko nasze wzory i oczekiwania powodują takie widzenie”.
Iwona Majewska - Opiełka

           Niedostateczne poczucie własnej wartości to problem, z którym wciąż się spotykam szkoląc ludzi, prowadząc coachingi i wykłady dla studentów. Wydaje się, że jak Polska długa i szeroka, niezależnie od poziomu wykształcenia, statusu społecznego, wieku, osiągnięć, mnóstwo ludzi ma problemy z poczuciem własnej wartości.
Oczywiście ja sama również wytrwale i z sukcesami pracuję, żeby poczuć „poczucie…” ;)
Analizuję to, co na mnie i innych działa zbawiennie, co pomaga odnaleźć, odczuć, zrozumieć siebie, a co niekoniecznie, więc pomyślałam, że warto się swoimi spostrzeżeniami podzielić ze światem, a przynajmniej tą częścią świata, która interesuje się rozwojem i czasem zagląda do mojego nieco zaniedbywanego bloga. 
Poczucie własnej wartości to temat  rzeka, a więc ciąg dalszy moich rozważań nastąpi.
Dziś część pierwsza.

Podejścia do tematu uczę się od mistrzów - moi eksperci to niezwykle bliska mi Iwona Majewska – Opiełka  (która jako pierwsza w Polsce prowadziła zajęcia wspierające skuteczne działanie jednostek i firm, przenosząc je z Kanady i Ameryki, gdzie miała okazję pracować i uczyć się od Martina Seligmana, Stephena R. Coveya, Briana Tracy, Toma Petersa, Petera Druckera, Zig Ziglara, Normana Vincent Peale czy Anthonyego Robbinsa) i daleki geograficznie Amerykanin - Nathaniel Branden, autor książki „Sześć filarów poczucia własnej wartości”.

Przechodząc do konkretów, czyli tajemniczego poczucia własnej wartości (mój skrót pww), dla  mnie najważniejszym odkryciem była kiedyś świadomość  tego, że pww to nie to samo, co samoocena. 
Jakże często te dwa pojęcia są mylone!!! 
Poczucie własnej wartości albo się ma, albo nie i wtedy trzeba nad nim pracować. Natomiast samoocena, to pogląd na swój temat, zmieniający się zwykle pod wpływem sytuacji  (bo nam się coś udało, …bo ponieśliśmy porażkę). Można nią sterować, może być zawyżona, zaniżona lub adekwatna. Warto zwrócić uwagę na fakt, że osoby o niskim pww często na siłę „podkręcają” swoją samoocenę, gloryfikując swoje osiągnięcia, budując sztuczny prestiż (np. ubraniem, sposobem bycia i traktowaniem innych z wyższością). Tacy ludzie bardzo  potrzebują wyrażanej głośno akceptacji, uwielbień, hołdów. Są wśród nich profesorowie uczelni, którzy nie dopuszczają do obcowania ze sobą nieodpowiednio ubranych studentów (słyszałam o takich przypadkach), wykładowcy zaczynający wykład od parafrazy słów: „ja wam pokażę”, „ mogę was zniszczyć”, „lepiej siedźcie cicho”, szefowie którzy czekają na hołdy i słowa uwielbienia udając wszechwiedzących. 
Przykłady panicznego  nadrabiania niedostatków pww można mnożyć bez końca. Znamy je wszyscy i zdajemy sobie sprawę z tego, że takie zabiegi, co prawda na chwilę pozwalają zapomnieć o bólu, który siedzi głęboko w duszy, ale nie są antidotum na wewnętrzną niestabilność.

Jeśli czujemy swoją wartość, wartość siebie jako człowieka, bo wychowano nas w szacunku do siebie, w poczuciu ludzkiej godności (zarówno w cielesnym, jak i emocjonalnym wymiarze), to jesteśmy świadomi własnej, naturalnej każdemu, wyjątkowości i niepowtarzalności i nie musimy zabiegać o akceptację innych, o poklask dla swoich marzeń, pragnień, potrzeb. Nie staramy się niczego udawać, nie musimy ćwiczyć asertywności – po prostu jesteśmy naturalnie asertywni. 
Nie dajemy się też wykorzystywać, nie umartwiamy z powodu popełnianych błędów i jesteśmy pełni szacunku i tolerancji dla  innych ludzi.
To stan idealny. Prowadzi do niego wiele dróg, ale w moim przekonaniu  nie da się go osiągnąć bez podstawy, jaką jest samoświadomość i akceptacja swoich możliwości, zdolności, ale i ograniczeń.

Pora na ćwiczenie :
Przypomnij sobie sytuację w której ludzie Cię otwarcie podziwiali, może nawet bili brawo, a Ty bardzo tego podziwu potrzebowałeś/łaś. Wyczekiwałeś/łaś na akceptację.
  • Jak wtedy zachowywałeś się, co czułeś, ile razy opowiadałeś znajomym o swoim sukcesie?
  • Zastanów się, potwierdzenia jakich kompetencji/umiejętności oczekujesz od świata?
  • Jak się czujesz, czekając na akceptację innych?
  • Co daje Ci publiczny poklask?
  • Co możesz zrobić, żeby wzmocnić się w obszarze, który jeszcze nie jest Twoim najsilniejszą stroną ?
  • Czy w ogóle tego potrzebujesz? Na ile jest to dla ciebie ważny obszar?
  • Co ci da zadbanie o niego?

I zdecyduj, co zrobisz, a potem wykonaj pierwszy krok i następne. Zdecyduj – działasz czy odpuszczasz?  Masz prawo do swoich wyborów, nie musisz spełniać oczekiwań innych ludzi.

A teraz przypomnij sobie sytuację, kiedy otrzymywałeś/ łaś podziw innych i czułeś/łaś spokój. Dobrze wiesz, że jesteś dobry/ dobra  w pewnym obszarze, nikt nie musi tego potwierdzać, ale oczywiście miło, że ludzie to zauważają, więc … ukłonisz się, podziękujesz za brawa i się uśmiechniesz.
  • Jaki to obszar?
  • Co przychodzi Ci naturalnie?
  • Co przychodzi Ci łatwiej, niż innym?
  • Gdzie jest Twoja moc?
  • W jakim stopniu wykorzystujesz  na co dzień swój potencjał?
  • Jak bardziej możesz go wykorzystać?

Zacznij od akceptacji swoich mocnych i silnych stron, pozwól sobie na niedociągnięcia w pewnym zakresie i na naukę na własnych błędach (bo tak uczymy się wszyscy.

Masz prawo być człowiekiem – z całym bagażem dobrych i złych doświadczeń , z ludzką siłą i bezsilnością, z tym, co Ci się udaje i tym, co Ci się nie udaje.

cdn.

sobota, 3 października 2015

Chryzantemy





 
"Chryzantemy cudne, szczerozłote 
Na wystawie czekały co dzień, 
Wysyłając w przestrzeń swą tęsknotę 
Od poranku aż po wieczorny cień."

Mieczysław Święcicki


Długa aleja cmentarna, piękna jesień, słońce... 
Wracamy z Martą z grobu jej matki i rozmawiamy:
- Mama miała dobry gust. Chryzantemy na wszystkich świętych trzeba kupić ładne...  Ale przecież, jak kupię naprawdę ładne, ukradną. Oszaleć można!!!
- A właściwie jakie znaczenie mają kwiaty? ... Jak nas nie będzie, to co za różnica, jakie nam kwiaty przyniosą na grób?
- No właśnie, po co to wszystko? ... Dla siebie?... Co jest dla siebie? ... Kwiaty na grobie?! ... Mamie też na nic... szkoda, że takie smutne i ciężkie miała życie...
- A jak Ty żyjesz? ... Inaczej niż Twoja mama? ...
- No właśnie... Dokładnie tak samo. Po co tak haruję, jak nie mam nawet czasu naprawdę żyć? -   Łzy. - Co ja robię? ...
- Dobrze, że chociaż teraz znalazłyśmy chwilę, żeby się spotkać.
- Dobrze. Trzeba w końcu zacząć przyzwoicie żyć, zadbać o siebie, no bo potem co... ładne kwiaty na cmentarzu ...?
-  Trzeba? ...W końcu? ... To znaczy kiedy?
- No nie wiem... jeszcze tylko skończę remont, ...no i żeby najmłodszy syn szkołę skończył. Ktoś tego wszystkiego przecież musi dopilnować!

I zamówiłyśmy wiązankę na grób w kwiaciarni u pani Basi, a potem poszłyśmy na piękny jesienny spacer...

- A Ty -  jak często umówisz: "trzeba w końcu..."? Zupełnie jakbyś chciał się usprawiedliwić: "Tak wiem, teoretycznie trzeba, ale może jeszcze nie teraz.", "Jeszcze tylko ..."
- Co Ci o Tobie mówi Twój dzisieszy dzień?
- Czym się zamartwiasz?
- Czyj schemat życia powtarzasz?
- Czy naprawdę lubisz swoje życie?

Jeśli wiemy, że to, co najcenniejsze mamy za darmo, to może warto jeszcze zauważyć, że ogromnie dużo możemy sobie dać sami! 

Zatrzymaj się. Pooddychaj. Rozejrzyj. Zobacz jaki dziś piękny dzień. 
Zastanów się ile wziąłeś z tego dnia, ile jeszcze możesz wziąć?  
Co lubisz, co jest dla Ciebie ważne? 
Co jest naprawdę ważne w tym, co jest ważne - tam głęboko na dnie Ciebie... ? Czy dajesz sobie te wartości? 
Komu pozwalasz je sobie odbierać? Kiedy pozwalasz manipulować swoimi odczuciami, emocjami? Kiedy gubisz siebie?

W każdej książce rozwojowej przeczytasz podobne zasady: 
...wyobraź sobie kim chcesz być za pięć/dziesięć lat, 
...jak chcesz wyglądać, 
...w jakiej być formie,
...co robić  zawodowo,
...gdzie i z kim żyć, 
...jak spędzać czas 
i zaplanuj drogę do celu w każdym z wymienionych obszarów (Ty, praca, ludzie, otoczenie).
Potem rozpisz zarys działań na kolejne lata i zrób dokładny plan na rok - zgodnie ze swoimi wartościami i potrzebami. 
Potem wykonaj pierwszy krok, a potem następne. 
Rozwijaj się, ciesz się życiem, wyznaczaj swoje granice, celebruj każdy dzień, bądź dumny ze swojej drogi. Bo droga jest ważniejsza niz cel.

Po raz setny czytasz truizmy? ... U mnie na blogu też? ... Też.


A chryzantemy możesz kupić jakiekolwiek. 
No chyba, że Ci na nich naprawdę zależy...



niedziela, 23 sierpnia 2015

Ucz się od najlepszych!


"Serce kłamie, a głowa nas zwodzi. Jedynie oczy widzą prawdę.
 Patrz oczyma. Słuchaj uszami. Wąchaj nosem i czuj przez skórę. 
Potem dopiero myśl. W ten sposób poznasz prawdę."
George R.R. Martin "Gra o tron". 

       Dziś parę przemyśleń i wniosków po moim wyjeździe do Ojrzanowa na warsztaty antystersowe "8XO" autorstwa Wojciecha Eichelbergera, przez niego osobiście prowadzone. 
Nie zamierzam obwieszczać rewelacji, pisząc: "Wojciech Eichelberger  wybitnym polskim psychologiem jest" - kto się choć trochę interesuje psychologią tyle wie, kto się nie interesował do tej pory, może sobie doczytać. 
Natomiast wracając do tematu warsztatów, pragnę zarekomendować drugą prowadzącą, którą była nieoceniona dla mnie Agata Głowacka - wysokiej klasy choreoterapeutka i  specjalistka od zarządzania stresem.
Kończąc zachwyty napiszę może jeszcze, że było cudownie i odpoczęłam wspaniale, wiem gdzie mam w ciele spięcia i blokady, co mam rehabilitować, nad czym pracować:)
Wyjazd absolutnie wart każdej złotówki, reklamuję go całkowicie świadomie, z ogromnym przekonaniem i pewnością jakości, która stoi za marką prowadzonego przez W. Eichelbergera Instytutu Psychoimmunologii IPSI.
Zajęcia prowadzone z ogromnym szacunkiem dla uczestników, humorem i zaangażowaniem trenerów dawały mi pełne poczucie bezpieczeństwa, relaks i niezły ładunek wiedzy. 
Całości dopełniło zaczarowane miejsce, pani Hania przygotowująca świetne posiłki i staw pełen ryb, które łaskawie tolerowały pływających na ich terenie ludzi. 
No i nie sposób nie wspomnieć o świetnej grupie uczestników.... ! :)
O samej metodzie można przeczytać na stronach IPSI (http://ipsi.pl/), więc skoncentruję się na dwóch elementach, które mnie osobiście najbardziej zapadły w pamięć.

Pierwszy, to świadomość faktu, że jedynym sensownym sposobem na zapobiegnięcie przykrym następstwom stresu jest fizyczne odreagowanie go! Wiedza ogólnie dostępna i oczywista? ... I co z tego?!... ;) 
Ja potrzebowałam usłyszeć ją w nowy sposób, poczuć wszystkimi zmysłami, żeby zrozumieć. I już się nie dziwię, że w przeszłości nie umiałam opanować stresu ani pozytywnym myśleniem, ani medytacją.
Cóż, gdyby człowiek pierwotny, którego atakował niedźwiedź, medytował, albo myślał pozytywnie ("nie ma niedźwiedzia, ten niedźwiedź to fatamorgana"), to gatunek ludzki pewnie dawno by wyginął. Przetrwaliśmy tylko dlatego, że potrafiliśmy ratować swoje życie, angażując w ucieczkę całą energię i wszystkie dostępne części ciała. 
W ten sposób też eliminowaliśmy stres i ten schemat działa do tej pory. Pozytywne myślenie i medytacja są wskazane, ale dopiero wtedy, kiedy odreagujemy emocje. Dla mnie więc najważniejszym z ośmiu  antystresowych "O"  jest odreagowanie.  
Ktoś może spytać zawiedziony: "Tylko tyle!? ...  W moim świecie to "tylko tyle" jest najwartościowszą i najbardziej motywującą wiedzą pod słońcem - wreszcie budzę się i chodzę spać planując, w kwtegorii priorytetów, aktywność ruchową na nowy dzień. 

Druga niezwykle istotna informacja jest odpowiedzią na moją frustrację, spowodowaną tym, że nie zawsze potrafię z uśmiechem na ustach przechodzić ciężkie życiowe chwile. 
Pozornie oczywiste, wypowiedziane przez Wojciecha Eichelbergera słowa, że reagować mamy po prostu adekwatnie do sytuacji i nikt nam się nie każe zawsze uśmiechać, były dla mnie absolutnie terapeutyczne.
Jak często nie dajemy sobie prawa, żeby być po prostu człowiekiem, ze swoimi naturalnymi emocjami...! 
Jak często narzucamy sobie sztuczne wymagania i maski, co przeszkadza funkcjonować w mądrych ramach, bez nadmiernej egzaltacji i bez nieuzasadnionego usztywnienia.
Po przeanalizowaniu własnego życia dochodzę do wniosku, odkrywając kolejną dawno odkrytą już przez innych Amerykę, że najwięcej bólu i cierpienia, a także najwięcej nieporozumień w moim życiu powstawało na skutek nieadekwatnych reakcji na sytuację - powstrzymywania się przed wyrażeniem prawdziwych emocji, albo nadawania określonym wydarzeniom lub ludziom większego znaczenia, niż rzeczywiście mają.  

Nie wiem, czy "adekwatny", to słowo klucz dla wszystkich ludzi i dla wszystkich sytuacji? Dla mnie jest ono czymś, co pozwala mi posunąć o krok do przodu pracę nad osobistą spójnością.
Tyle.

A dlaczego uważam, że warto uczyć się u najlepszych? ...
Bo zwykle wiedzą, które słowo wypowiedzieć w którym momencie, a którego nie wypowiadać.
Naukową wiedzę posiąść może każdy, natomiast  unikalny zestaw intuicji i doświadczenia jest nie do podrobienia i nie do skopiowania. 


wtorek, 21 lipca 2015

Wakacje? Może jednak nie warto?


„Ze świata tego każdy ma tyle ile sam sobie weźmie”
Giovanni Boccaccio

Lipiec, czas nastawiony na odpoczywanie, wylegiwanie się na plaży, na chodzenie po górach, nicnierobienie.
I wydawałoby się, że nie ma nic prostszego, niż odpoczynek, a jednak wiele osób ma problem z przełączeniem się w stan lenistwa. Stare niezałatwione sprawy, niewypełnione do końca obowiązki, bliscy którzy nagle pokazują swoją drugą twarz i nie można z nimi dłużej wytrzymać ...  no i czemu mają zupełnie inne wymagania i potrzeby, niż my! ? ...
Jeśli jedziemy na wczasy napięci do granic wytrzymałości często drażnią nas wszyscy i wszystko. Nie do wytrzymania staje się też świadomość, że jesteśmy  na wczasach, a nie możemy wyluzować.

Jak więc odpoczywać, żeby odpocząć?
Jak wprowadzić się w stan błogiego lenistwa, żeby było jak w dzieciństwie - babki z piasku, ciapanie się w wodzie z zachwytem i flow - pełne zanurzenie w przyjemności bezstresowego życia:)?

Oczywiście nikomu babek z piasku robić nie każę, ... ale właściwie, to czemu nie?!!! Co by się stało, gdyby nagle poważny pan prezes wyłączył telefon, który bezustannie dzwoni (nawet na plaży) i odpoczął? Gdyby pobawił się, pozwolił sobie na prawdziwy luz i odpuścił 99,99% ze swojej pozycji, powagi, potrzeby bycia ważnym?
A może mogłoby się stać wiele dobrego? ... Bo mózg w stanie relaksacji, staje się (o czym już wielokrotnie pisałam) naszym sprzymierzeńcem - przetwarza dane, które posiada. Co więcej, badania wykazują, że gdy wypoczywamy, nasze szare komórki pracują z ogromną intensywnością, znacznie większą niż przy wykonywaniu zadań umysłowych. 

Tłumacząc zasady efektywnej nauki wyjaśniam zwykle, że do zwiększenia możliwości pamięci jest nam potrzebny regularny wypoczynek - przerwy, które robimy co jakiś czas, żeby mózg mógł wszystko, czego się uczyliśmy, ułożyć i zapisać. Te przerwy działają, jak kliknięcie znaczka "zapisz" w komputerze. (To dygresja dla tych, którzy nie potrafią sobie odpuścić.)

Hasło przewodnie odpoczywania dla  perfekcjonistów i pracoholików ( bo im przecież szkoda po prostu odpocząć) brzmiałoby wiec może: Daj swojemu mózgowi szansę na intensywną pracę na poziomie przetwarzania, segregowania i zapisywania informacji!!!  A po cichu, na marginesie i nieśmiało, dodałabym jeszcze, że będziesz mieć z tego przyjemność. Nieśmiało, bo niektórzy zakładają, że na przyjemność odpoczywania nie zasłużyli. 
Ba, niektórzy przyzwyczaili się nawet, że w czasie urlopu chorują.

Więc może należałoby przeanalizować tezę, że wypoczywanie jest po prostu przereklamowane? ... ;) Przecież wyluzowanie i zaczerpnięcie spokojnego zdrowego oddechu skutkuje często trudnymi do opanowania konsekwencjami!
Wymienię tylko klika:

1. Zwiększenie poziomu kreatywności i tworzenie twórczych rozwiązań    (I co Ty później z tymi pomysłami zrobisz? Jeszcze nie daj Boże będziesz miał wewnętrzny przymus ich realizacji i przybędzie Ci pracy?) ;)

2. Dystans do rzeczywistości, bo zaczynamy nagle rozumieć, że ogromne problemiska, nie są tak ogromne, jakby się wydawało, że obok nich jest coś jeszcze. A jak zmaleją problemy, to nie będziesz mieć na co narzekać ... i to dopiero będzie problem! ;)

3. Dziwny stan, w którym zaczynamy zauważać ludzi wokół, a nawet o zgrozo, zauważać ich potrzeby! Wyluzowani jesteśmy bardziej skłonni zrozumieć, że inni są inni i darować im to.  No i po co Ci to?! ... Przecież Twoje potrzeby są najważniejsze!...

4. W stanie relaksu zwiększa się też nasza świadomość własnych myśli i emocji. To też nie zawsze nam się podoba, bo jak zauważymy, że coś jest nie tak, to przecież trzeba by się zabrać do pracy nad sobą !...

5. Nie wspomnę o poprawie kondycji i dobrym samopoczuciu, bo to grozi zmniejszeniem ilości L4!

A może wczasy z komórką i telefonem przyklejonym do ucha to nie całkiem to, o co chodzi ? ... (Choć oczywiście zawsze można umieścić uśmiechniętą wakacyjnie sweet-focię na fb.)

Jakby więc komuś przypadkiem przyszło na myśl, żeby naprawdę wyluzować (co przecież grozi wymienionymi powyżej konsekwencjami) i stworzyć sobie warunki do odpoczywania, to wcześniej chyba warto zadać sobie parę pytań, chociażby takich: 

- Co możesz zrobić, żeby przed wakacjami pozamykać wszystkie naglące sprawy?
- Jakich spraw nie musisz koniecznie zamykać? 
- Kto w czasie Twojej nieobecności Cię zastąpi?
- Jak go przygotujesz, żeby Cię dobrze zastąpił?
- Na ile, w skali od 1:10,  jesteś zdecydowany,  żeby naprawdę odpocząć?
- Co się stanie, jeśli przez najbliższe pięć lat będziesz funkcjonować tak, jak do tej pory? Jak będą wyglądały Twoje relacje? Jaki będzie Twój stan zdrowia? Z czego będziesz zadowolony? Co Ci będzie sprawiać największą przykrość?
- Ile dni przed wyjazdem zaczniesz "zwalniać"?
- Czego naprawdę potrzebujesz, żeby odpocząć?
- O jakich opcjach wypoczynku myślałeś, żeby zadowolić innych/błysnąć przed znajomymi?
- Gdybyś był swoim najlepszym przyjacielem, który zna na wylot Twoje potrzeby i pragnienia i chciał dać sobie najlepszą na świecie radę na spędzenie wakacji, Twoich wakacji, to jak by ona brzmiała?....



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nie wymazuj życia gumką ...




"Nie osiąga się pełni poprzez odcinanie części samego siebie,
lecz przez integrację przeciwieństw".
C. G. Jung
Podążając w kierunku tożsamości, poszukując wymarzonej życiowej drogi, zastanawiamy się czasem, jak by to było, gdyby dało się przekreślić wszystko, co wydarzyło się nam dotychczas, gdyby dało się zacząć z "czystym kontem", jeszcze raz, po swojemu, tym razem już na pewno dobrze...

Zwłaszcza, że współczesny świat kusi wielością możliwości i czasami mamy wrażenie, że wszyscy dookoła odnoszą oszałamiające sukcesy. No i co chwilę napotykamy hasła, które sugerują, że grzechem jest prowadzenie zwykłego, spokojnego życia, a różne szkolenia i komunikatory nawołują: "zacznij od nowa, nowe życie będzie lepsze, piękniejsze, bardziej kolorowe". W czasopismach opisuje się ludzi, którzy zmienili swoje życie, odcięli się od przeszłości i wreszcie są szczęśliwi, zrealizowani.  
Wszechobecna presja sukcesu, potrzeba dogonienia tych, co zaszli daleko, złudzenie, że obok jest inne życie, wszystko to zachęca do podjęcia decyzji pt.: "Rzucić to wszystko w cholerę! Wyrzucić przeszłość!". Bo ile się można męczyć w rzeczywistości, która ogranicza Twój potencjał, w rzeczywistości ponad którą wyrastasz!?...
................

Kiedyś, zmieniając po raz kolejny swoje życie, starałam się zapomnieć, odciąć zbędne gałęzie, zakładając, że pewne budujące skądinąd wydarzenia i działania, nie do końca były moje, nie do końca mnie definiowały.

Kiedyś, pewien człowiek, który chciał wrzucić z mojej głowy trudną relację, przykre fakty, powiedział do mnie i chyba do siebie: "zapomnij, wymaż gumką, tego nie było..."

Kiedyś nie potrafiłam zaakceptować swojego ciała (typowe w wieku dorastania), kiedyś życia, takim jakie mi się przydarza. Nawet nie pomyślałam, że to może ja się przydarzam życiu;)...

Kiedyś przyszła do mnie osoba, która nie chciała pamiętać, że jej dom rodzinny, to miejsce z którego pochodzi...

Kiedyś inne osoby ...

............................

Tylko, jak tu wymazać kawałek  życia "gumką"? ...  Przecież,  to Twoje życie, przecież jeśli nawet głośno powiesz: "nie pamiętam", to i tak będziesz pamiętać. A im bardziej będziesz omijać pewne wspomnienia, tym bardziej będą Cię prześladowały, tym bardziej będzie Ci źle...
Wiem coś o tym. Ty pewnie też wiesz. Wykreślenie części własnego życia to chyba nie jest dobre rozwiązanie. Zgadzasz się?...

Jak więc przeprowadzić zmianę? Jak posunąć się do przodu, jak zrobić krok we właściwym kierunku? Jak zacząć nowy rozdział z tym, czego w sobie nie lubimy?...
Jeśli miałabym Ci cokolwiek radzić, to powiedziałabym zacznij od akceptacji. Zaakceptuj to, co było i odpuść sobie złe emocje, poczucie winy, żal do świata, uzalanie się nad sobą, że jesteś tu, a nie gdzie indziej. 
Zwyczajnie zaakceptuj przeszłość, zaakceptuj teraźniejszość, obejmij z życzliwością wszystkie dobre i złe rzeczy, które Ci się wydarzyły? Zaakceptuj to, skąd pochodzisz, jak wyglądasz, ile masz lat - przyjmij do wiadomości, że to Twoje życie, Twoje ciało, Twoje wspomnienia, sukcesy i porażki. Będzie prościej i łatwiej. Bo prawdziwie. 
Przecież wszystko to, co chcesz odrzucić i to, do czego się głośno przyznajesz, stworzyło Cię z Twoją determinacją do zmiany, z Twoją chęcią do rozwoju i siłą do marzeń. 
A może właśnie najtrudniejsze przeżycia, to Twoje najlepsze życiowe lekcje...? Często tak bywa.
A więc niczego nie "wymazuj", tylko po prostu zachowaj szacunek do siebie za to, co przeszłaś/przeszedłeś, szanuj się za to, gdzie jesteś i kim jesteś. Tylko wtedy  będziesz mieć siłę, żeby zrobić krok do przodu, tylko wtedy będziesz mógł/mogła powiedzieć, że mimo wszystko (albo właśnie dlatego) decydujesz się na zmianę.

I jeszcze chwilę pomyśl, zastanów się, co tak bardzo chcesz wyrzucić ze swojego życia, od czego chcesz uciec?...
A może pod warstwą kurzu, pod czymś, co spostrzegasz, jako kamień u nogi kryje się brylant?...   
Może po prostu wystarczy posprzątać - odnowić pewne związki, udoskonalić pewne schematy i przyjrzeć się temu, co działa, co Cię wzmacnia, a co przeszkadza?  ...
Może po prostu wystarczy zaopiekować się lepiej sobą... ?

A może zechcesz zadać sobie parę pytań:
- Czego nie doceniasz w swoim życiu?
- Z czego czerpiesz swoją siłę?
- Co/kto  jest z Tobą zawsze?
- Bez czego nie potrafisz żyć?
- Przed czym się chcesz uchronić?
- Co powoduje, że w ogóle zastanawiasz się nad zmianą? 
- Jaki będzie bilans zysków i strat, jak już ją przeprowadzisz?
- Gdzie znajdziesz miejsce dla uhonorowania tego, kim byłeś/byłaś?

Czasem zmiana jest naprawdę potrzebna, wszyscy zasługujemy na to, żeby odnaleźć swoje zagubione marzenia ... więc zmieniaj się, rozwijaj, szukaj tego, co dla Ciebie najważniejsze, ale niczego ze swojej pamięci nie wykreślaj, nie wymazuj, szanuj wszystkie swoje doświadczenia. 
I niczego nie zaczynaj, bo nie ma i nie będzie nowego początku. Po prostu idź dalej, sensownie korygując kurs.


niedziela, 3 maja 2015

Co z tą zmianą?




"Wiedz, co chcesz zrobić, albo gdzie chcesz być.
Wiedz, gdzie teraz jesteś.
Wiedz, co musisz zrobić, żeby dotrzeć tam, dokąd chcesz dojść ,
 albo gdzie chcesz być i zrób to!".
David Taylor

Lubię wiosnę, zapachy, energię budzącej się przyrody i to, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na wiosnę uaktywniają się również ludzie. Kielecki Stadion Leśny pełen jest  osób biegających, jeżdżących na rowerach, spacerujących. Pewnie są wśród nich tacy, którzy postanowili właśnie dziś wyjątkowo trochę się poruszać, tacy którzy zdrowe nawyki mają we krwi (tych łatwo rozpoznać po skoordynowanych sprężystych ruchach) i tacy, którzy po raz setny podejmują postanowienia w stylu: od dziś będę się ruszać, od jutra jem mniej słodyczy, przed latem jeszcze się poduczę angielskiego...

Znasz pewnie schemat, kiedy w poczuciu winy, że Twoje życie jest nie takie, jakie Twoim zdaniem lub zdaniem Twoich najbliższych, powinno być, snujesz marzenia i wypowiadasz mało konkretne obietnice? 
Potem zwykle wykonujesz pierwszy spontaniczny krok (alibi, które pokazuje, że przecież zacząłeś!) i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że tak naprawdę nie robisz niczego, co poskutkuje długofalowymi efektami.
A potem mówisz jeszcze: "Tym razem, to już na pewno...!" i jedynym "na pewno" jest to, że pracujesz na frustrację spowodowaną niedotrzymywaniem obietnic.

No to jak zabrać się do przeprowadzania ważnych zmian, żeby wreszcie się udało?!... 
Po pierwsze naprawdę chcieć i być gotowym na pokonywanie przeszkód. 
Po drugie uświadomić sobie, że gdyby dokonywanie zmian było takie łatwe, to nie byłoby potrzeby zatrudniania coachów, pisania książek motywacyjnych, nie byłoby wielu teorii wymiarowania celów, wielu szkoleń, warsztatów itp.
Dla mnie u podstawy zmiany leży zrozumienie długiego i żmudnego procesu uczenia się. Bo przecież zmiana to przejście od nieświadomej niekompetencji, kiedy nie chcemy widzieć problemu i żyjemy w strefie komfortu ("nie jestem gruby, nie są nam potrzebne żadne szkolenia"), przez świadomą niekompetencję ( "nie da się tego zrobić, nawet nie warto się za to brać"), świadomą kompetencję ("to trudne, bardzo dużo wysiłku kosztuje"), aż do nieświadomej kompetencji, kiedy zmiana się dokonała i znowu jesteśmy w ulubionej strefie komfortu. I niech no tylko ktoś nam spróbuje ten komfort zburzyć!  

A więc przeprowadzenie zmiany to wymagający proces i trzeba się do niego po prostu dobrze przygotować.
Żaden prezes chyba nie myśli, że dokona zmian w organizacji, mówiąc po prostu pracownikom: "od dziś się komunikujemy sprawnie, jesteśmy dla siebie życzliwi, kluczowe informacje mają chodzić w górę i w dół, no i nie biegamy z każdą bzdurą do dyrektorów".
Do zmian w firmie zwykle przygotowujemy się starannie - najpierw określając je (np. jak dokładnie ma przebiegać komunikacja), opracowując właściwe zachowania i zwyczaje, przydają się też szkolenia, a potem z oporami mniejszymi lub większymi następuje długi proces wdrażania, który łatwy nie jest, bo pewne przyzwyczajenia ludzie mają "we krwi".
Zwykle na tym etapie nasila się opór przed zmianą, a wtedy pomóc może coaching, albo odpowiednio przeszkolony konsekwentny menedżer (grupa menedżerów), który będzie potrafił poprowadzić proces.
Bo zmiana to proces wymagający wielu wysiłków, przygotowania ludzi i procedur, spojrzenia systemowego, nic więc dziwnego, że statystycznie aż 2/3 zmian przeprowadzanych w organizacjach kończy się fiaskiem.

Kierując zespołem zwykle zdajemy sobie sprawę ze złożoności tematu, natomiast w kontekście zmiany osobistej wydaje nam się, że cel powinniśmy osiągnąć łatwiej, więc mówimy: "Będę konsekwentny/a, zmieniam się od dziś i nie ma dyskusji, bo ja przecież potrafię panować nad sobą!". Czasem zdarza się jeszcze tzw. "wsparcie" (przyjaciele, eventy motywacyjne), które mówi ludzkim głosem: "Jak nie Ty, to kto? Możesz to zrobić!". W efekcie zupełnie nieprzygotowani spontanicznie "rzucamy się" na pierwsze zadanie, które zbliża nas do celu i nic dziwnego, że szybko rezygnujemy, obniżając przy okazji skutecznie swoją samoocenę (badania postanowień noworocznych wykazały, że realizujemy tylko 8% z nich). Pozostają pretensje do całego świata, a w szczególności do siebie...

A przecież zamiast dręczyć się i krytykować można po prostu sensownie przygotować się do zmian.
Na początek przyda się dokładne zbadanie celu i zwymiarowanie go. Można tu wykorzystać można choćby metodę SMART, którą bez trudu znajdziemy w Internecie. 
Określając cel nie piszemy: "Schudnę, żeby wyglądać przyzwoicie na plaży", tylko np. "31 czerwca zmieszczę się w moją czerwoną sukienkę rozmiar 36". Jest tu określony czas, plastyczny obraz, trochę ekscytujących emocji (bo w tej sukience oglądali się za mną mężczyźni), a do tego, jeśli  wchodziłam w tę sukienkę w zeszłym roku, to cel jest realny:)
Następny krok to dokładne zaplanowanie drogi - podział celu na etapy, określenie tego, co będę jeść, jaki program treningowy zastosuję (wiedza!!!), kiedy i w jaki sposób będę monitorować postępy.
Kolejny etap to zbadanie kontekstu - jak moja zmiana wpłynie na otoczenie, jak zachowa się system, zadbanie o wiele szczegółów. 
O tym, że zmianę wspierać mogą działania w obszarach osobistym, ludzkim i przestrzennym już pisałam ( "Zmień wszystko, co chcesz" - http://dorotanawrotkach.blogspot.com/2012/11/perfekcyjna-instrukcja-zmiany.html), o tym, że niezwykle skuteczne są zmiany dokonywane małymi krokami też ( "Obietnice niesione przez małe momenty" - http://dorotanawrotkach.blogspot.com/2013/04/obietnice-niesione-przez-mae-momenty.html), a więc nie będę się powtarzać, zainteresowani mogą otworzyć linki.

Na koniec zadam tylko parę pytań:
- Ile czasu zamierzasz poświęcić na przygotowanie się do zmiany?
- Czyj cel chcesz zrealizować?
- Jak bardzo Ci na nim zależy?
- Jak on wpłynie na Ciebie, jak na Twoje otoczenie?
- Czy potrafisz podzielić go na etapy?
- Gdzie teraz jesteś?
- W jaki sposób zwiększysz szanse realizacji celu? Kto/co może Ci pomóc?
- Czy jesteś przygotowany na kryzysy i chwilowe niepowodzenia (przygotowany, to znaczy czy wiesz, co z nimi zrobisz, a nie czy masz ich świadomość)?
- Czy wiesz, co zrobić, żeby utrwalić zmianę?
- Czy jesteś gotowy na to, żeby przejść stopniowo cały proces?

sobota, 21 marca 2015

Przed Tobą nowy dzień.




"Kropla drąży skałę nie siłą, lecz często padając."
Owidiusz

Przed Tobą nowy dzień. Spójrz w okno. Co widzisz? Szanse czy zagrożenia? Nadzieje czy lęk? A może potrafisz oderwać się od interpretacji i po prostu patrzeć?...
Co zrobisz z Tym dniem, to zależy tylko od Ciebie. To Ty możesz go zniszczyć lub wykorzystać. To Twoja głowa wyprodukuje stan, w jakim będziesz, bo  to Ty tworzysz codziennie od nowa swoje życie.

Nie do końca masz wpływ na to, co się dziś zdarzy, ale masz wpływ na interpretację tych wydarzeń.
Nie masz wpływu na fakty, ale masz wpływ na to, na jakich ich aspektach się skoncentrujesz.
Możesz odnaleźć wartość nawet w trudnych przeżyciach, ale możesz też pozwolić, żeby Cię przytłoczyły i zniszczyły. 

Zastanów się, co dobrego lub budującego wynika z trudnych chwil, kim się stajesz dzięki nim, a kim możesz się stać? To przecież dzięki temu, co dotychczas przeżyłeś/aś jesteś tym, kim jesteś!!!
Ukształtowały Cię wydarzenia, ale i myśli. Co zrobisz dalej?...

Możesz codziennie dziękować wspaniałym ludziom, którzy z Tobą są, ale możesz też ich nie zauważać, albo założyć, że to normalne, że naturalnie Ci się należy obecność wspierających osób.
Możesz z dnia na dzień popadać w wyuczoną bezradność ( patrz Martin Seligman) i wierzyć, że z tej matni w której jesteś nie ma ucieczki, ale możesz też szukać aktywności, rozwiązań, opcji i możliwości, które pomogą Ci myśleć i działać zupełnie inaczej.

I to jest  dobra wiadomość, bo jeśli masz zacząć od myśli, to przecież rządzisz nimi Ty. Na początek uświadom sobie, że Twoje myśli, to tylko myśli, że myśli nie są Tobą. Ty je tylko produkujesz i powtarzasz. Wiele razy, tysiące razy, aż w końcu stają się prawdą, bo w Twoim mózgu powstaje szeroka autostrada między neuronami, która wspiera powielanie tych samych przekonań ciągle od nowa i od nowa. I wytwarza się nawyk...
Jaki nawyk sobie tworzysz? Nawyk pozytywnego czy negatywnego myślenia?...
Zastanów się, jakie masz przekonania, co myślisz o świecie, co myślisz o sobie...

A może wypróbujesz krótkie ćwiczenie i choć dwa razy dziennie będziesz zapisywać swoje myśli, notować swój strumień świadomości? Bez zwracania uwagi na ortografię, interpunkcję, bez recenzowania. Po prostu pisz wszystko, co przechodzi przez Twoją głowę... 
A może będziesz nosić przy sobie czarodziejski amulet, który czasem przypomni Ci, żeby kontrolować swoje myśli?
A może po prostu pozwolisz sobie na chwilę medytacji i poobserwujesz, co produkuje Twój mózg?
A może ... może znajdziesz inny, własny,  najlepszy dla Ciebie sposób?
Każda opcja jest dobra, byle pasowała Tobie i przynosiła dobre efekty.

Ważne, żebyś się nie karał/a za swoje negatywne przekonania, ani nie stresował/a  nimi (bo się rozmnożą;)). Tylko je obserwuj i dopuść do świadomości, że można myśleć inaczej.
Doskonale przecież wiesz, że tylko Ty możesz zniszczyć i odbudować siebie, możesz w siebie uwierzyć i możesz podważyć swoją wartość.
Możesz też uwierzyć w siłę niszczących słów i toksycznych ludzi, a możesz po prostu ich ignorować ... i pewnie znajdziesz jeszcze parę opcji;)
Nie wybierasz tego, co się wokół dzieje, ale wybierasz swoją reakcję w każdym momencie.
Możesz mieć dość trudnych chwil i po prostu "wymięknąć", ale możesz też zdecydować, że jeszcze chwilę wytrzymasz i ze spokojem przyjmiesz kolejną lekcję. Możesz pamiętać o  10 000 prób Edisona, które doprowadziły do sukcesu, ale możesz też wyznaczyć granicę, za którą cena sukcesu jest dla Ciebie zbyt wysoka.

Bo nie jesteś zaprogramowanym robotem i nie musisz interpretować wszystkiego tylko pozytywnie/negatywnie. Jesteś człowiekiem i masz prawo do swoich błędów, poszukiwań i niepewności. 
Nawet psychologia pozytywna docenia potrzebę myśli negatywnych i zakłada zdrową proporcję tych negatywnych do pozytywnych - 1:3!

I pamiętaj, że pewne nawyki po prostu masz już wykształcone - sposób myślenia to też nawyk i musisz trochę popracować, żeby je zmienić, a niewiele musisz robić, żeby je wzmocnić. Bo one wzmacniają się codziennie, same.
Możesz więc tkwić w starych schematach, albo je modyfikować ( na przykład małymi krokami ).
A może na początek zastanów się czy nie chcesz przebudować swoich autostrad..., bo przed Tobą nowy dzień.