“Tak naprawdę chodzi o wartość, a nie o cenę.”
Robert T. Lindgren
Robert T. Lindgren
„ Jeśli nie
jesteś pewna, to nie kupuj tej sukienki - radzę córce gdy zastanawia się czy
dokonać zakupu – Jeśli coś Ci na 100% nie pasuje, to nie ma sensu na siłę
kupować ciucha. Na pewno nie będzie Twoim ukochanym.”
Ale przecież
jeśli nawet kupi ubranie na siłę, to grozi jej co najwyżej, że wyjdzie w tym dwa
razy i z mniejszym lub większym bólem serca umieści w pojemniku PCK.
Znacznie trudniej
poradzić sobie ze skutkami złych wyborów życiowych, z wyborem studiów, szkoły,
kariery, z źle ulokowanymi uczuciami, przyjaźniami.
Z moich
doświadczeń wynika, że jeżeli czegoś nie jestem pewna, jeśli coś mi do końca
nie gra, a wchodzę w to, to zwykle
później nie jestem zadowolona, nie angażuję się do końca w realizację.
Czy chodzi o
ludzi, czy o przedsięwzięcia – nie ma znaczenia, w końcu wszystko się jakoś
rozłazi – ludzi żegnam z ogromnymi wyrzutami sumienia i poczuciem, że może
niepotrzebnie kogoś zaprosiłam do swojego świata, może skrzywdziłam jego czy siebie,
może byłam zbyt otwarta, a nie trzeba było. Przedsięwzięcia jakoś nie posuwają
się do przodu, chyba nie mam po prostu do nich serca.
Co by było
gdybym wybrała inaczej – rodzi się pytanie? I zaraz potem poczucie winy.
Jak łatwo
wywołać w sobie poczucie winy? Jak łatwo powiedzieć - nie umiem wybierać. Jak
łatwo się dręczyć! To nasz narodowy sport – znajdowanie tzw. „dziury w całym” ,
„szklanka do połowy pusta” , wszystko nie dość idealne…. Każdy nasz wybór ma
być przecież udany, doskonały i chcielibyśmy być z niego zadowoleni do końca
życia.
Ja osobiście
wykonuję chyba dziesiąty zawód w moim życiu. Co najmniej cztery z nich wydawały
mi się doskonałe, jedyne, najlepsze dla mnie. I pewnie były najlepsze… w danym
momencie. Życie jest zmianą i trudno przewidzieć jej ostateczny kierunek, trudno
też wybrać to, co najlepsze na zawsze.
Pamiętam pewien
coaching kariery, który prowadziłam z grupą studentów – jedna z obecnych na sali
osób powiedziała z ogromnym smutkiem; „Tak, ale dla mnie to już za późno,
powinnam mieć taki coaching pięć lat temu”. Opadły mi ręce, wychodząc z roli
coacha weszłam w rolę ciotki mentorki i opowiedziałam o tym, co ja robiłam w
życiu, opowiedziałam też o Stevie Jobsie (znacie pewnie jego przemówienie na
Uniwersytecie w Stanford – chodzi o kropki;)) i powiedziałam, że nigdy nie jest
za późno, że całe życie szukamy własnej drogi, staramy się realizować swoje
marzenia… I mamy pełne prawo to robić – wszyscy i w każdym momencie życia! A często
przecież dopiero porażka otwiera drzwi do samorealizacji, do czegoś, na co długo czekamy.
Z ogromną
życzliwością obserwuję koleżankę, która straciwszy pracę cieszy się każdym
dniem, każdą przeczytaną książką, każdą chwilą rozmowy ze sobą, bo dopiero teraz
dała sobie prawo, żeby dążyć do wymarzonego celu. Straciła pracę i dzięki temu jest
szczęśliwa. Oczywiście sceptycy powiedzą, że może być szczęśliwa, bo pewnie stać
ją na utratę pracy. Może i tak, ale przecież nie o status majątkowy chodzi,
tylko o dążenie w kierunku samospełnienia, o wybór siebie w najbardziej
optymalny w danym momencie sposób. Jeden może sobie pozwolić na utratę pracy,
inny na 20 minut dziennie dla swojej pasji, na malutkie ale systematyczne
kroki, które pomagają wierzyć, że posuwamy się we właściwym kierunku. Chodzi o zmianę
mimo niesprzyjających warunków, zmianę która daje nadzieję, poczucie szczęścia,
która pozwala kochać życie.
Bo kochać
życie to umieć popatrzeć w słońce i nie mieć pretensji, że świeci za mocno, to
umieć wyjść na deszcz i nie obrażać się, że nas zmoczył, to podejmować z radością
świadome decyzje: „teraz rozłożę parasolkę, bo nie chcę zmoknąć” lub „teraz chcę zmoknąć, mam taki kaprys i nic
innym do tego.”
Najlepsze
decyzje podejmuje się biorąc pod uwagę nie tylko zdrowy rozsądek, ale i
intuicję, serce, przeczucia. Jakbyśmy nie nazwali tego, co nieuchwytne, to
właśnie to coś powoduje, że czujemy, kiedy postępujemy najwłaściwiej.
Czasem wystarczy
rzucić kostką i jeśli decyzja, którą sugeruje nam ślepy los nie jest zgodna z
tym, co naprawdę chcemy, odczujemy to całym sobą:) Nie szkodzi, że wszystkie
logiczne przesłanki mówią, że powinniśmy zrobić to czy tamto, że kostka zgadza
się z tym, co pozornie logiczne, bo tak naprawdę wewnątrz wiemy, że nie o to
nam chodzi.
I co w takim
przypadku?
Może zastanowić się, co tak naprawdę poświęcimy przeciwstawiając się
sobie?
Co jest dla nas większą wartością od nas samych?
Co jest dla nas większą wartością od nas samych?
Albo… czemu podświadomie przypisujemy największą wartość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz