„Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za to, co robimy,
ale również za to, czego nie robimy.”
Jean – Baptiste
Poguelin (Molier)
Najpiękniejszą
rzeczą, jaką możemy podarować drugiemu człowiekowi, jest w moim przekonaniu,
uświadomienie mu jego własnych możliwości, które może wykorzystać, podążając w
najlepszym dla siebie kierunku.
Drugą cenną wartością,
będącą skutkiem kontaktu z mądrym coachem lub po prostu mądrym człowiekiem,
jest samodzielność, a co za tym idzie świadoma odpowiedzialność za siebie, za własne czyny, za
małe i duże wybory dokonywane każdego dnia, w każdej godzinie, minucie,
sekundzie.
Jeśli jesteśmy samodzielni, to mimo naturalnych obaw i przeciwności losu, twórczo kreujemy swój
niepowtarzalny świat, domalowujemy plama po plamie kolejne elementy barwnego kolażu, który jest wyjątkowy.
Warto się tylko czasem zastanowić czy ten konkretny układ kształtów i barw to rzeczywiście
to, o co nam chodzi? Czy w tym momencie i w tym miejscu powinna na pewno
znaleźć się kreska, którą właśnie kreślimy?
To może
teraz ćwiczenie uważności?;)… Zatrzymaj się na sekundę. Pomyśl, co robisz w tej
chwili. Co robią Twoje ręce, nogi, usta, czym zajęty jest mózg, zastanów się o
czym myślałeś przed chwilą – czy te myśli Cię wspierały? A może skutecznie
torpedowały cel, który jest dla Ciebie priorytetem? Czy rzeczywiście zajmujesz się
tym, co jest dla Ciebie najważniejsze, najpożyteczniejsze? Podobno święty Paweł
mawiał: „Wszystko Ci wolno, ale nie wszystko Ci służy”. … Co Ty na to?
Czasami
zastanawiam się dlaczego tak wielu ludzi ucieka od odpowiedzialności za swoje
decyzje, a tym samym za swoje życie? Dlaczego nawet nie próbują uczciwie
przeanalizować swoich możliwości, tylko wmawiają sobie, że są zmuszeni do postępowania
w określony sposób, do wyboru mniejszego zła, do funkcjonowania wbrew sobie i
swoim ideałom? Cóż, może po prostu nie akceptując własnych wyborów, wpadają w
sidła dysonansu poznawczego, zupełnie jak alkoholik? Może gubiąc się pomiędzy „muszę” i
„powinienem” a „chcę” i „wybieram” tracą poczucie bezpieczeństwa?
Bo jeżeli
nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że decyzje, które uważamy za konieczne, są jednak
naszymi wyborami, to w końcu zaczniemy się czuć jak
bezwolne roboty, włączone przypadkowo w rytm szybko wirującej pralki, dla
której ktoś wymyślił nazwę „Świat”. To skuteczna pralka, więc przy okazji wyprała
nam mózg i już nie możemy z niego czynić użytku, nie możemy decydować o niczym.
A jeśli na nic nie mamy wpływu, to po co się starać? I może to właśnie poczucie
bezsilności, czy beznadziei powoduje, że
dookoła mamy wielu ludzi nieszczęśliwych, ponurych, zapijających problemy,
uciekających od życia w nadmierny hedonizm lub depresję.
Czasem
myślę, że ucieczka od odpowiedzialności to też trochę antidotum na zawyżone
wymagania wobec siebie, na pogoń za
ideałem, który jest nieosiągalny… A przecież jeśli
buduję cegiełka po cegiełce swoje życie, jak wieżę z klocków, to wcale nie
znaczy, że każdy element układanki od razu wpasuję w odpowiedni schemat. Czasem większa swoboda, a nawet przypadkowość, pozwala przeżyć po drodze fascynującą
przygodę i sporo się nauczyć. I to nic,
że ta lekko bałaganiarska (bałaganiarska w moim przypadku – u innych może być
misterna i uporządkowana) konstrukcja
nieraz się zburzy i trzeba ją będzie stawiać od nowa. Jeśli będę miała przed
oczami wyraźny plan, to przecież w końcu zbuduję swoją wieżę.
Oczywiście
szaleństwem byłoby twierdzić, że mamy wpływ na wszystko, co nas spotyka –
zdarzają się przecież niespodziewane wydarzenia, które poddają w wątpliwość
naszą sprawczość, siłę i moc. Wtedy jednak też możemy podejmować decyzje –
decyzje o tym, jak postąpimy w konkretnej
sytuacji, czy będziemy bierni, czy zainicjujemy jakieś działanie, aby posuwać
się w wyznaczonym kierunku. I może warto ten kierunek naprawdę zobaczyć, usłyszeć
wiatr, który gra na szczycie naszej wieży, zachwyty ludzi zdumionych jej
kształtem i potęgą, poczuć radość i dumę z własnych dokonań.
Ale o tym
już innym razem.