„Im bardziej przyzwyczaisz oczy, umysł i serce
do zauważania pozytywności w swoim życiu, tym więcej jej
znajdziesz”
Barbara Fredrickson
Jestem typem
podróżnika, podróżuję od człowieka do człowieka, od emocji do emocji, od świata
do świata. Fascynuje mnie ludzka różnorodność i ludzkie podobieństwa, fascynują
mnie ci, którzy bronią własnego zdania, jak niepodległości i ci, którzy gubią
gdzieś siebie, wpatrzeni w obcą prawdę, obcą wiarę, w inną mapę tej samej
rzeczywistości. I (jakby to głupio nie brzmiało – bo w naszym świecie nie
wypada głupio się wciąż cieszyć) codziennie budzę się z radością i
wdzięcznością dla życia, które pozwala mi na realizację moich pasji. Cieszą
mnie spotkania z ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania, cieszy mnie to,
że mogę pomagać tym, którzy na moment przystanęli i pamiętając parę własnych negatywnych
przeżyć lub doświadczeń, nie bardzo potrafią ruszyć z miejsca, a przecież chcą
od życia dużo, dużo więcej…
Fascynują
mnie ludzkie losy i wpleciona w nie sinusoida emocji - wzloty i upadki, których
wciąż dostarczamy sobie w poszukiwaniu …szczęścia?... spełnienia? …marzeń?
Sama też
oczywiście błąkam się czasem nie wiadomo gdzie i po co, czasem przystaję i złoszczę
się, czasem mam „doła”, ale zwykle z radością poszukuję sposobu, żeby było
jeszcze lepiej. Mam zwyczaj nie narzekać, więc często słyszę, że ludzie odbierają
mnie jako osobę spełnioną, szczęśliwą i pełną energii. Może coś w tym jest?;) Na pewno, jak uświadomił mi ostatnio przyjaciel,
moje życie może być przykładem siły oddziaływania psychologii pozytywnej.
Nie jestem
gotowa na publiczną spowiedź, więc napiszę tylko, że walkę o zdrowie, życie i
siebie, udało mi się wygrać dzięki umiejętności pozytywnego programowania się. Odważne
zmiany życiowe, których wciąż dokonuję, to też efekt pozytywnego myślenia i
upartego dążenia do szczęścia. Nic więc dziwnego, że jestem fanką psychologii
pozytywnej - poważnej nauki o ludzkim szczęściu, o sile pozytywnego myślenia, o
świadomym sterowaniu życiem w kierunku dobrych budujących emocji. Ten nurt
psychologii jest też, w moim rozumieniu, bardzo
zgodny z duchem coachingu.
Początki psychologii
pozytywnej to zaledwie 2000 rok, kiedy to, dzięki inicjatywnie Martina Seligmana, wokół idei tworzenia nauki, która
pomaga osiągać szczęście, skupiło się wielu naukowców. Jednym z nich była Barbara Fredrickson – autorka książki „Pozytywność”
(przy okazji dziękuję Dominice za polecenie mi tej książki), której
najważniejsze założenia dziś przedstawię.
Podtytuł tej
329 stronicowej pozycji sugeruje „ Naukowe podejście do emocji, które
pomaga zmienić jakość życia” i rzeczywiście jest ona naszpikowana wynikami
przeróżnych badań, przez co pozornie zdroworozsądkowe rady zyskują na wiarygodności.
Na początek warto może wyjaśnić czym jest dla Fredrickson tytułowa
pozytywność. Pozytywność to sposób programowania się na „tak”, metoda budowania
szczęśliwego życia, która „pozwala zobaczyć nowe rozwiązania, wyjść z impasu,
nawiązać kontakty z innymi i stać się lepszą wersją własnej osoby.” Autorka wyróżnia 10 form pozytywności, a są
to: radość, wdzięczność, spokój, zainteresowanie, nadzieja, duma, rozbawienie,
inspiracja, zachwyt i wreszcie miłość, która kumuluje wszystkie
pozytywne uczucia w sytuacji bliskiej relacji z drugim człowiekiem.
O tym czy i w jakiej proporcji doznajemy tych budujących uczuć,
decydujemy oczywiście sami. Przy czym warto wiedzieć, że samo recytowanie
pozytywnych formułek, może przynieść więcej złego, niż dobrego – dowiadujemy
się, że nieszczera pozytywność może realnie zagrozić naszemu zdrowiu (szczególnie
sercu). Książka nie jest więc bezmyślną pochwałą hura-optymizmu, a mądrze
uświadamia (podobne informacje znajdują się w innych pracach naukowych, m.in.
M. Seligmana), że pewna doza negatywności jest nam niezbędna do życia. Nie ma
więc sensu, żebyśmy zaprzeczali swojej złości, żalowi, smutkowi, nie ma powodu,
dla którego mielibyśmy nie dopuszczać do siebie całego wachlarza ludzkich
odczuć. Bezwzględnie mamy prawo być ludźmi!
Ważne tylko, żeby proporcja myśli
pozytywnych do negatywnych wynosiła powyżej 3:1, oczywiście na korzyść
tych dobrych.
Nie sposób przytoczyć treści całej książki, toteż skoncentruję się
głównie na tym, z czym nieco rzadziej spotykamy w literaturze czy na
szkoleniach. Fredrickson zwraca uwagę na fakt, że nadmierne analizowanie
sytuacji, dogłębne przyglądanie się problemowi zabija pozytywność! To bardzo
istotna informacja, która pozwala zrozumieć technikę budowania krzepiących
myśli. Przykłady? Całe mnóstwo! Prawie wszyscy znamy kogoś, kto zręcznie omija
bezwzględne szczegóły i wciąż ma dobrą energię, albo kogoś kto wbrew opiniom medyków
i przerażeniu najbliższych wyszedł z bardzo ciężkiego stanu, bo wierzył w siebie
bardziej niż wszyscy dookoła - nie
roztrząsał własnej choroby, tylko założył, że będzie dobrze i walczył wszystkimi
możliwymi metodami. Bo pozytywne myślenie nie wyklucza pracy nad poprawą
sytuacji, powiedziałabym, że nawet ją wspiera.
Ale wracam do książki Fredrickson – jest ona podzielona na dwie części: pierwszą w której
poznajemy „dobre strony pozytywności” i drugą, zawierającą konkretne rady jak
„zwiększyć własny wskaźnik pozytywności”, czyli jak wypracować nawyki zdrowego
myślenia.
Autorka radzi, żeby kształtowanie pozytywnych nawyków myślowych zacząć
od zmniejszania negatywności, żeby skupić
się na podważaniu złych myśli oraz na uważności (uświadamianiu sobie, że to tylko myśli), żeby odwracać uwagę od problemów, zajmując
się czymś pasjonującym (sport, kino, hobby). W niektórych przypadkach pomóc
może też interpretacja pozytywna negatywnych
wydarzeń lub po prostu odrzucanie
negatywnych przekazów, którymi wciąż jesteśmy bombardowani i zwykle
automatycznie przyjmujemy je: „Gdy chcemy unikać nadmiaru tłuszczu, czytamy
zestaw składników. Tymczasem toksyczne wiadomości przełykamy bez namysłu.”-
pisze psycholożka.
Oczywiście równie ważne jest, aby nauczyć się
budować pozytywność, czyli zauważać otaczające nas dobro, celebrować
bliskie związki z ludźmi, być blisko natury, realizować własne pasje i
marzenia, a także tworzyć wspierające rytuały, medytować oraz pielęgnować w
sobie wdzięczność. Autorka odnosi się do metody codziennego prowadzenia
dziennika wdzięczności - jeśli ktoś nie
wie o co chodzi, przypomnę, że to idea zapisywania codziennie wieczorem rzeczy,
za które możemy w danym dniu podziękować komukolwiek lub czemukolwiek.
Fredrickson przytacza badania, które wykazują, że codziennie prowadzony dziennik
wdzięczności przynosi zdecydowanie mniej korzyści, niż rytuał powtarzany rzadziej,
np. co parę dni – wydaje się to logiczne, bo jeśli coś dzieje się rutynowo, to przyzwyczajamy
się do tego i nie robi to już na nas wrażenia.
Na koniec warto może jeszcze przypomnieć, co dostajemy w zamian za
wypracowanie pozytywnego podejścia do życia. Oczywiste bonusy to zdrowie i
dobre samopoczucie, szersze horyzonty (ludzie pozytywnie nastawieni do świata
są bardziej otwarci na nowe trendy i kreatywni), a także doskonałe relacje z
innymi. Nie wspominając o dobrych nawykach, które procentują przez całe życie.
Formuła bloga pozwoliła mi na luźny wybór tematów poruszanych w
książce, skupiłam się więc na tym, co moim zdaniem jest najbardziej
interesujące, omijając pewne oczywistości. Może więc, żeby choć na koniec być wierną
oryginałowi, zakończę cytatem: „Pozytywność
oznacza wzrost. Wprowadza cię na drogę, dzięki której stajesz się lepszym
człowiekiem. Choć negatywne emocje mają większe znaczenie w teraźniejszości (autorce
chodzi zapewne o realizm i zdolność analizy sytuacji) (…)emocje pozytywne
znaczą więcej w czasie przyszłym.”
I to tyle:)
A książkę polecam… chyba jednak profesjonalistom. Jej wartość stanowi moim zdaniem ciekawe
podejście badawcze, ale układ treści pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że te same informacje,
mogłyby być ujęte w bardziej skondensowaną formę, można by tu uniknąć wielu
powtórzeń, nieco bardziej uporządkować całość – ale to oczywiście moje zdanie.
Podoba mi się Twoje dogłębne przeanalizowanie książki pod kątem formy i treści, a także przystępności. Ja jej całej nie przeczytałam ponieważ puściłam dalej w obieg i do mnie nie wróciła ale pamiętam z niej ładny opis tego, co z nami "robią" emocje tzw. "pozytywne". Jest to rodzaj wzrostu, uczucia rozprzestrzeniania się, otwierania. Przeciwne emocje zamykają i odgradzają nas od świata...Czy to książka dla profesjonalistów? A kim jest profesjonalista? Być może laik o naukowym zacięciu też wiele z niej wyniesie zamiast czytać nadmuchane poradniki "Jak w 5 minut osiągnąć szczęście i zbawienie wieczne" ;) Ale dobrze wiedzieć, że są tam naukowe podstawy i konkretne wskazówki jak pracować nad swoim współczynnikiem by z kolei on działał na naszą korzyść...
OdpowiedzUsuńDominika
P.S. Cieszę się, że skorzystałaś z mojej propozycji :-)
Skorzystam pewnie jeszcze z dwóch pozostałych;)
UsuńDzięki za zwrócenie uwagi na słowo profesjonalista, może zręczniejsze byłoby pasjonat?
I cieszę się, że przypomniałaś o czymś, co ja pominęłam - o
ciekawej właściwości pozytywnych uczuć, która powoduje poszerzanie ... poszerzanie pozytywności, ale i granic świadomości, kreatywności, otwartości na życie, ludzi, nowe idee.
A'propos książek o głupich tytułach, to nie wiem czy czytałaś '"Zmień swoje życie w 7 dni" Paula McKenny. Ta nie wydaje mi się tak głupia, jak sugeruje tytuł, oczywiście pod warunkiem, że przepuścimy ją przez zdroworozsądkowy filtr i odpuścimy sobie 7 dni;)