Photo by Anna Nawrotek
„Pozytywne strony osobowości
rozwijają się,
gdy człowiek stawia czoło doświadczeniom budzącym napięcie
i wychodzi z nich zwycięsko”
Rollo May
Mój przyjaciel mawia, że przysłowia ludowe są kwintesencją myśli
psychologicznej i chyba ma sporo racji. Ja więc dzisiaj zacznę przysłowiem:
„Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz!” – prosta życiowa prawda, która
pomaga osłodzić smak porażki. Tylko czy chcemy o niej pamiętać?
Jeśli mamy własne, bardzo konkretne plany na
życie i idealnie rozpisane scenariusze, to czasem nie dajemy sobie pozwolenia
nawet na niewielką elastyczność, o błędach już nie wspominając. Zwykłego niepowodzenia
nie odbieramy, jako nieuniknionej kolei rzeczy w procesie uczenia się,
tylko nadajemy mu rangę kataklizmu. No i oczywiście nie zamierzamy odwoływać
się do jakiegoś głupiego przysłowia.... Szkoda, bo jeśli na skutek zwykłych trudności
znika radość z życia, pryska poczucie własnej wartości, a nawet rozpływa się
wspomnienie dotychczasowych osiągnięć, to zwykle pojawiają się problemy.
Najczęściej zdajemy
sobie sprawę, z tego że sztywne założenia utrudniają osiąganie życiowych celów
i skutkują zniechęceniem, a czasem nawet depresją, ale nie zawsze z tej wiedzy
robimy użytek. Są osoby, które
bezustannie testują przeróżne diety i za każdym razem rezygnują przy pierwszym
złamaniu narzuconego sobie reżimu, bo w ich przekonaniu jedno odstępstwo
niweczy dotychczasowe wysiłki. Zresztą, co tu teoretyzować, chyba każdemu
zdarzyło się kiedyś zachwianie motywacji, jako skutek złamania twardo
wyznaczonych założeń.
Ciekawe dlaczego
tak bardzo chcemy być idealni?... A może lepiej zapytać, czemu z byle powodu
potrafimy zaprzepaścić efekt własnej pracy?
Zastanowić się, gdzie „kuleje” schemat?
Tony Buzan w
książce „Zmiana i co dalej” twierdzi, że jeśli potrafimy współpracować ze
zmieniającym się światem, a nawet pewne zmiany wyprzedzać, to po prostu jest
nam lepiej i osiągamy więcej. Logiczne!
To czemu czasem działamy, jakbyśmy liczyli, że to świat nagnie się do nas? Czemu
stawiamy sobie nierealne wymagania?
A może czasami
przydało by się popracować nad korektą własnych planów i pozwolić sobie na parę
przemyśleń:
- Czy
planując życie i wyznaczając cele zostawiamy sobie jakąkolwiek przestrzeń na naturalne zmiany, jakie zwykle
zachodzą wokół nas?
- Czy
bierzemy pod uwagę zmienność świata, innych ludzi, a nawet niestabilność
własnych sił i nastrojów?
- Czy
widzimy tylko wąską drogę, którą mamy iść, czy i pobocze, na którym możemy w
każdej chwili zatrzymać się, odetchnąć?
- Jaka szerokość pobocza jest nam rzeczywiście
potrzebna i na jaką sami sobie chcemy pozwolić?
Jeśli
pobocze będzie za szerokie, to przecież można odejść za daleko, a
nawet zabłądzić… Z kolei za
wąskie pobocze nie daje szansy, żeby w czasie podróży odpocząć, uśmiechnąć się,
spojrzeć w słońce, rozejrzeć się dookoła - wymaga ogromnej koncentracji,
szczególnie wtedy, gdy chcemy zdecydowanie przyspieszyć.
Wszystkich
zmian i problemów pewnie nigdy nie uda się przewidzieć, ale może po
prostu można nauczyć się dokonywać świadomych wyborów – samodzielnie decydować o tym, kiedy szybko
posuwać się do przodu i na wyboistej drodze doświadczać nieuniknionych
potknięć (i wtedy dawać sobie na nie pełne przyzwolenie), a kiedy trochę zmodyfikować
cel i działać wolniej, ale za to płynniej. Bo przecież czasem, zamiast czekać aż
przyjedzie ekipa remontowa i załata ogromną dziurę na środku autostrady, można znaleźć
objazd węższymi dróżkami;)
No i jeszcze warto czasem spojrzeć na życie z odpowiedniej perspektywy i zastanowić się, jaki procent naszego
czasu chcemy spędzić na poboczu?