„Zbyt wielu ludzi
przecenia to, kim nie jest
i nie docenia tego, kim jest.”
Malcolm S. Forbes
- Czy kochasz swoje życie?
- Za co je kochasz?
- Co kochasz najbardziej?
- Jakie momenty celebrujesz?...
Spadł śnieg,
drą się kawki. Przed Tobą kubek pysznej aromatycznej herbaty….
Co robisz?
Siedzisz w swojej głowie, czy na fotelu rozkoszując się chwilą?
Czy zauważasz
rodzinę, która jest obok i ma swoje sprawy, problemy, radości, a może Cię potrzebuje…?
Gdzie
jesteś?
Moja babcia nie
wiedziała, co to zen, mindfulness i nie musiała się uczyć uważności, za to zawsze miała czas dla ludzi i chwilę, żeby
zachwycić się ogrodem, kwiatami, wszystkim, co ją otaczało…
Kiedy uczyła
mnie robić na szydełku, a miałam wtedy 5- 6 lat, cała była tą nauką, jak
pochłaniała książki, to je pochłaniała, jak pokazywała mi świat, to go
naprawdę widziała. A obieranie ziemniaków było cudownym rytuałem.
Ale wcale
nie na uważność chcę zwrócić Ci uwagę, tylko na prawdziwą akceptację swojego
życia, która według mnie przez tę uważność tylko się wyrażała.
Wszyscy
chcemy być szczęśliwi, spełnieni, więc poszukujemy różnych rozwiązań, metod,
dróg na skróty. Powstają książki o szczęściu
i sukcesie, ludzie próbują sobie pomagać w różny sposób. Powstał cały skądinąd niezwykle
wartościowy nurt psychologii pozytywnej, na czele z Seligmanem, wielbionym za
książkę „Optymizmu można się nauczyć”. Jednak osobiście nie przekonuje mnie
podejście, które każe w odpowiedni sposób interpretować wydarzenia, które każe zmienić sposób myślenia na bardziej optymistyczny. Może jest to jakieś
rozwiązanie problemu wyuczonej bezradności, ale zdecydowanie nie droga do szczęścia.
To
oczywiście moje zdanie, bo uważam, że nie da się być szczęśliwym, jeśli się nie zaakceptuje
swojego życia. W całości i bez wyjątków (z kwiatami, małym ogródkiem, szydełkowaniem
i obieraniem ziemniaków).
Warto podkreślić, że akceptować to niekoniecznie znaczy lubić, to znaczy po prostu przyjąć do wiadomości
fakty i nie uciekać od nich.
Jako dzieci nie
mamy z tym problemów, fakt jest faktem, mama mamą, żyjemy tu i teraz ze swoją
łopatką, wiaderkiem, w swoim miejscu na ziemi.
Potem świat nam wmawia, że to za
mało, że mamy być zupełnie gdzie indziej, więc zwykle odrzucamy fakty, bo za bardzo
chcemy zasłużyć na zaszczyty i honory.
Starość uczy pokory i wtedy zwykle udaje
się nam zaakceptować rzeczywistość.
Niełatwo być
człowiekiem.
Spotykam
często ludzi, którzy nie zgadzają się z tym, że znajdują się jeszcze w pewnym oddaleniu
od swoich marzeń, którzy boją się niepewnej i wymagającej wysiłku drogi. Zamiast się cieszyć postępami, których dokonują, są sfrustrowani i wciąż im mało.
Sama też tak
miałam.
W takiej
sytuacji pozytywne myślenie (jest super, będzie jeszcze lepiej, jesteś super) może być niestety bardzo niebezpieczną pułapką.
Może tylko pogrążyć nas w jeszcze większej nieakceptacji siebie.
Postęp przynosi
zwykle samoświadomość, akceptacja faktów i zderzenie z lękiem.
Więc może
warto zadać sobie trudne pytania:
- Czego w swoim życiu nie zauważasz?
- Czego nie akceptujesz?
- W jakich obłokach bujasz? Czy to mgła Internetu (bo może potrzebujesz ludzi, akceptacji), świat fantazy, opary alkoholu, sport, który odcina Cię od wszystkiego?...
- Na jakie rzeczy/myśli poświęcasz swój czas?
- O czym nie chcesz myśleć?....
- Co dzięki temu zyskujesz, co tracisz?
- Co się stanie, jeśli zaufasz sobie i przyznasz się do tego, co chcesz schować głęboko… ?
A na koniec jeszcze jedno:
- Za co kochasz swoje życie? :)