"Sensem życia jest
życie"
Wojciech Eichelberger
Wojciech Eichelberger
Kiedyś ktoś
nam powiedział, że mamy zdać egzamin z życia.
Nie wiedział o co chodzi, nie wiedział jaki to ma być egzamin, nie wiedział też po co go mamy zdać. Nic nie wiedział. Wiedział tylko, że w naszej rzeczywistości wciąż zdaje się jakieś egzaminy.
Może to był rodzic? Może nauczyciel? ... Potem teorię życiowego egzaminu powtarzali wszyscy wokół. I przywykliśmy, i ciągle zdajemy większe i mniejsze sprawdziany - z wiedzy, z kompetencji, z doświadczenia, z relacji z innymi i z samym sobą. Zdajemy nawet egzaminy z samorealizacji, wiecznej młodości i własnego szczęścia.
Nie wiedział o co chodzi, nie wiedział jaki to ma być egzamin, nie wiedział też po co go mamy zdać. Nic nie wiedział. Wiedział tylko, że w naszej rzeczywistości wciąż zdaje się jakieś egzaminy.
Może to był rodzic? Może nauczyciel? ... Potem teorię życiowego egzaminu powtarzali wszyscy wokół. I przywykliśmy, i ciągle zdajemy większe i mniejsze sprawdziany - z wiedzy, z kompetencji, z doświadczenia, z relacji z innymi i z samym sobą. Zdajemy nawet egzaminy z samorealizacji, wiecznej młodości i własnego szczęścia.
Napinamy się
do granic możliwości, żeby tylko zdać. Co? Po co? Przed kim? Na jaką ocenę?... Tego tak
do końca nie wiemy, bo żyjemy w pędzie, stresie, w biegu - jak tytuł mojego
bloga.
Niewątpliwie
na pewnym etapie życia potrzebna jest motywacja do rozwoju, do tego żeby zaistnieć,
a w pracy potrzebne są pewne osiągnięcia.
Tyle że, gdy za wszelką cenę staramy się
wygenerować te osiągnięcia, giniemy w szaleńczym dążeniu do osiągania i gubimy
siebie.
To się nazywa niespójność.
Zwykle przed niespójnością broni się nasze ciało - chorujemy, mamy nerwicę lub ( w wersji najłagodniejszej ) po prostu jesteśmy wciąż spięci. Ale z tym da się dość długo żyć, od tego się od razu nie umiera, to można zagłuszyć - nerwowym śmiechem, odcinaniem się od siebie, ciągłym oglądaniem telewizora, bombardowaniem ciała i umysłu przeróżnymi bodźcami, atrakcjami, używkami, szaleńczym dążeniem do samospełnienia.
To się nazywa niespójność.
Zwykle przed niespójnością broni się nasze ciało - chorujemy, mamy nerwicę lub ( w wersji najłagodniejszej ) po prostu jesteśmy wciąż spięci. Ale z tym da się dość długo żyć, od tego się od razu nie umiera, to można zagłuszyć - nerwowym śmiechem, odcinaniem się od siebie, ciągłym oglądaniem telewizora, bombardowaniem ciała i umysłu przeróżnymi bodźcami, atrakcjami, używkami, szaleńczym dążeniem do samospełnienia.
Więc żyjemy,
jak nas wychowano, tak długo, aż zaczyna
być bardzo niewygodnie. Wtedy nagle
budzimy się, pytamy: "co ja tu robię?" i szukamy...
Ale nawet na
drodze do poszukiwania siebie też się zwykle napinamy, bo taka jest nasza
kultura, taki schemat : "bądź lepszą wersją samego siebie" teraz,
natychmiast!!! Natychmiast niewiele
wychodzi z tej "lepszej wersji ", a więc ludzie chodzą na przeróżne
spotkania, warsztaty, prelekcje, żeby odnaleźć cudowne panaceum na ból istnienia.
To łatwiejsze, niż poprzyglądać się sobie, bo zwykle boimy się konfrontacji z naszą "ciemną stroną mocy", nie dajemy sobie szansy, żeby posiedzieć w ciszy i samotności i potem dziwimy się, że narzędzia, terapie, coachingi nie działają. Nie zadziałają, bo za pomocą innego człowieka nie da się znaleźć własnego "ja".
To łatwiejsze, niż poprzyglądać się sobie, bo zwykle boimy się konfrontacji z naszą "ciemną stroną mocy", nie dajemy sobie szansy, żeby posiedzieć w ciszy i samotności i potem dziwimy się, że narzędzia, terapie, coachingi nie działają. Nie zadziałają, bo za pomocą innego człowieka nie da się znaleźć własnego "ja".
I może
dlatego zwykle mamy te same, powtarzające się od lat, rozterki - okazuje się,
że na szkoleniach dla biznesu ludzie zwykle poszukują siebie, na szkoleniach
dla coachów - poszukują siebie, a na wykładach studenci już też zaczynają
szukać siebie... Ludzka norma.
Ale to nie
wszystko, bo od czasu do czasu (jedni częściej, inni rzadziej) jeszcze się sami
egzaminujemy, sprawdzamy swoją nie dość doskonałą wartość, więc jeszcze
bardziej się napinamy i dokładamy sobie nie dość dobrze zdane cząstkowe sprawdziany;)
W tym szaleństwie jest jeszcze nasze ciągle niedopieszczone ego, które coraz bardziej domaga się wysłuchania i tylko dodaje problemów...
W tym szaleństwie jest jeszcze nasze ciągle niedopieszczone ego, które coraz bardziej domaga się wysłuchania i tylko dodaje problemów...
Recepta?...
Nie mam recepty dla wszystkich, bo każdy musi znaleźć receptę dla siebie.
Wiem tylko,
że zdawanie wiecznych egzaminów, nawet jeśli są to egzaminy z samorealizacji
czy samodoskonalenia, nie ma sensu i że w życiu chodzi o to, żeby po prostu żyć,
robić swoje i dać innym to samo prawo i przestrzeń do brania, dawania i
własnych wyborów.