sobota, 16 sierpnia 2014

Zmiana czy transformacja?




„Gdy tylko pojawia się życie, pojawia się też niebezpieczeństwo.”

Ralph W. Emerson

I znowu coaching… zmiana… życie. Mam wrażenie, że staję się straszliwie monotematyczna, ten sam problem rozpracowuję wciąż od nowa, tyle że z innego poziomu, przez inne soczewki, pod innym kątem. Ale przecież nie tylko ja tak mam - jak świat światem ludzie koncentrują się na podobnych problemach, bliskie im są te same tematy, wciąż odkrywają tą samą Amerykę. Nie jestem więc chyba nienormalnym wyjątkiem, a raczej powiedziałabym że mieszczę się w średniej. Czy nam się podoba, czy nie zwykle przecież wszyscy mieścimy się w średniej, jesteśmy przeciętni i skazani na przeciętność i może dlatego, tak cenna wydaje się wyjątkowość, oryginalność, coś co odbiega od ogólnie przyjętego schematu.

 A potem okazuje się, że często na siłę, zupełnie niepotrzebnie na tę oryginalność się silimy i czasem czujemy się tak, jak w sytuacji, gdy nadmiernie wymyślny strój zepsuł nam całą przyjemność pobytu na imprezie.


Przypomina mi się tu jedna z moich ostatnich lektur – wydana w zeszłym roku książka Jima Collinsa i Mortena T. Hansena „Wielcy z wyboru” - to oparte o szereg badań studium 75 największych światowych korporacji. Książka analizuje cechy liderów największych światowych firm, porównuje przedsiębiorstwa wybitne z innymi dużymi korporacjami w ich branży. Za wzorce służą tu m.in. IBM, Intel, Apple czy Southwest Airlines. Pozycja, w przeciwieństwie do innych publikacji tych autorów uczy nie tylko skutecznego wzorca zarządzania, ale przede wszystkim radzenia sobie w sytuacji kryzysu, przedstawia pewne zaskakujące pozornie zasady, które najlepszych z  najlepszych doprowadziły na szczyt, ukazuje sposoby zarządzania stosowane przez liderów zwanych w publikacji liderem 10X – czyli tym, który jest 10 razy lepszy od innych. Książkę bardzo polecam wszystkim, którzy zajmują się prowadzeniem firmy i tym, którzy uczą innych zasad przywództwa. Oprócz ciekawych przykładów obrazujących przedstawione tezy znajdziemy tam skrótowe podsumowanie każdego z rozdziałów, co niesłychanie porządkuje wiedzę. Niecałe 260 stron, w tym porządny indeks i opis metod badawczych, którymi posługiwali się autorzy. Warto przeczytać!


W czasie lektury moją uwagę, wśród wielu dementowanych mitów z zakresu zarządzania, zwróciła m.in. kwestia przeprowadzanych przez firmy rewolucyjnych transformacji, które okazują się wręcz niszczące dla funkcjonowania wielu przedsiębiorstw. Autorzy wskazują na wiele niepotrzebnych innowacji, które „położyły” niejedną dobrze rokującą firmę. Konkluzja - zmiany i innowacje w firmie są ogólnie korzystne, ale w pewnych ramach: „Każda branża ma swój próg innowacyjności, który należy osiągnąć, by w ogóle liczyć się w grze. Dla niektórych branż próg ten jest niski, dla innych wysoki. Tym niemniej, gdy już się pokona ten poziom, bycie bardziej innowacyjnym nie ma większego znaczenia.”  

Czyżby po prostu sprawdzała się przeciętność? Przeciętny powinien być nawet poziom nieprzeciętnych osiągnięć, inaczej staje się trudny do zniesienia, nieakceptowalny, niszczący.   
Ta prawidłowość mocno mi się wpisuje w historię - najwybitniejsze wynalazki, najwybitniejsi poeci, malarze… – jak wielu z nich było niedocenianych, ilu było bardzo mało popularnych za życia?...


Może nie ma się więc co silić na zbytnią oryginalność, nie ma sensu uczyć dzieci, że tylko bycie kimś wyjątkowym daje szczęście, że tylko wyjątkowe osiągnięcia zaprowadzą nas na szczyt.  Książka „Wielcy z wyboru” uczy jak osiągać sukcesy  z zaangażowaniem, konsekwencją, ciągłą gotowością na stawianie czoła kryzysom i wiarą w realny ale ambitny cel, stymulujący do stworzenia czegoś, co jest większe niż my sami, pożyteczny społecznie, ale niekoniecznie skrajnie innowacyjny.


Można tu znaleźć również inspirację do przeanalizowania procesu  osobistej zmiany i zadać pytania: – Co lepsze, gwałtowna zmiana czy transformacja? A może, idąc drogą najefektywniejszych, warto zminimalizować ryzyko i powielać pewne sprawdzone metody, a zmianą sterować bardzo ostrożnie, tak żeby nie przekroczyła pewnych bezpiecznych granic? A na pewno przed podjęciem rewolucyjnej decyzji trzeba zastanowić się na jakie ryzyko i jakie poświęcenia jesteśmy gotowi. Jedno wiem na pewno – gwałtowna zmiana zwykle boli – czasem bardzo boli.


I tu zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam tak pisać, czy coach powinien być aż tak zachowawczy? Chyba jednak powinien, bo coach to przecież nie szaleniec, którego celem jest pokazanie człowiekowi, że może wszystko, tylko ktoś kto pomaga zobaczyć możliwości, rozwinąć potencjał, ale i zbadać ograniczenia oraz skutki podejmowanych decyzji. Nie na próżno jedna z naczelnych reguł coachingu to niezmuszanie klienta do zmiany.