wtorek, 19 lutego 2013

„Skuteczność jest miarą prawdy.”





 Skuteczność jest miarą prawdy.

Jacek Walkiewicz

Znacznie łatwiej pomóc komuś niż sobie, więc jednym z warunków certyfikacji coacha jest odbycie osobistego procesu. Mój coach nauczył mnie uczciwości wobec siebie. A zawsze myślałam, że jestem taka prawdomówna i otwarta. Byłam otwarta, ale na kolorowe projekcje własnych czynów, na zręcznie produkowane usprawiedliwienia. Nie chciałam zauważać swojej siły sprawczej i oddalałam od siebie ciężar odpowiedzialności.

Z bezwzględną uczciwością wobec siebie może na początku żyje się trudniej, ale potem jakoś dziwnie jasne stają się życiowe wybory. Dokonane i niedokonane zmiany mają swoją logikę.

Mówcy motywacyjni, autorzy bestsellerów, a nawet różni trenerzy tzw. kompetencji miękkich uczą, że najważniejszy jest dobrze postawiony cel – w zasięgu kontroli, pozytywny itd. O tym już pisałam, więc nie chcę się powtarzać. Zakładam, że cel mamy rozpracowany, wiemy co chcemy osiągnąć, a nawet mamy wymyślone: „jak” i „dlaczego”. Mało tego – jeżeli z własnej woli pracujemy sami ze sobą, to pewnie jesteśmy na przyzwoitym poziomie i samoświadomości i intelektu. Niby wszystko zgodnie z zasadami, ale realizacja wciąż nie następuje. Co tu nie działa? Dlaczego są cele, które realizujemy „rzutem na taśmę” i cele, które wciąż pozostają w strefie marzeń? Przyczyn może być wiele. Te, które sobie uświadamiamy, mamy szansę przepracować. Gorzej jeśli nie wiadomo dlaczego nie robimy nic, aby się choć trochę przybliżyć do swojej wizji. Powstaje ogromny niesmak, dyskomfort, pretensje do samego siebie.

Co wtedy? Od czego zacząć?  Pewnie jeszcze raz od głowy. Może przydałoby się wreszcie wydać sobie samemu przyzwolenie na zmianę. Może warto się spokojnie zastanowić  w jaki sposób nieświadomie torpedujemy swoje zamierzenia.

-  Czemu nie dajemy sobie prawa do podążania za swoim celem?

- Co wciąż nas  hamuje?  

- Kto nas hamuje?

- Jaki mamy bagaż nabywanych latami zobowiązań, doświadczeń, uprzedzeń?

- Jakie skutki pociągnie za sobą wykonanie planu?

- Jacy ludzie przy tym ucierpią?

- W jakim zakresie zostaniemy ograniczeni?

- Które z istotnych wartości zostaną naruszone?

- Jakie tak naprawdę jest największe zagrożenie, wynikające z realizacji naszych planów?

- Co nas powstrzymuje przed wyjściem ze strefy komfortu?

- W którym dokładnie momencie blokuje nas strach?

Dość ciekawym doświadczeniem może być wizualizacja momentu, gdy cel jest zrealizowany i wczucie się w płynące ze swojego ciała sygnały. Jeśli nie jesteśmy w stanie z lekkością odetchnąć i odczuć radości płynącej z zaistniałej sytuacji, to coś jest nie tak. Warto pomyśleć co.

Żeby coś się stało w rzeczywistości, najpierw musimy to przepracować w głowie. Jednemu zajmie to dwie minuty, ktoś inny potrzebuje dwóch miesięcy, jeszcze inny dwóch lat. Ważne żeby zostawić sobie dość czasu na odrzucenie kroków wynikających z jednorazowego impulsu, a nie dopuścić przeniesienia działania w fazę wiecznego planu. Na koniec przypomnę jeszcze, że „Prawdziwe projekty realizuje się z pozycji serca, nie z pozycji umysłu”(J.Walkiewicz). I takie projekty są od początku skazane na sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz